Zaloguj

Zapomniałem hasła
 
 
Or
 
Twój IP to:
Kto jest na Forum
Na Forum jest 2 użytkowników :: 0 Zarejestrowanych, 0 Ukrytych i 2 Gości :: 1 Bot

Brak

[ View the whole list ]


Najwięcej użytkowników 13 było obecnych Pią Wrz 20, 2013 12:40 am
Latest topics
» Równina ink
Test RPG na Julian's Gate - HDZ 1 EmptySro Sie 27, 2008 3:34 pm by Mortor

» Wstęp dla Wojownika
Test RPG na Julian's Gate - HDZ 1 EmptyNie Sie 24, 2008 5:07 am by Kozi

» Wstęp dla Maga
Test RPG na Julian's Gate - HDZ 1 EmptyPią Sie 08, 2008 4:50 pm by Gri

» Czarny staw
Test RPG na Julian's Gate - HDZ 1 EmptyPon Cze 23, 2008 11:39 am by RPG_BOT

» Białe łąki
Test RPG na Julian's Gate - HDZ 1 EmptyPon Cze 23, 2008 11:39 am by RPG_BOT

» Wilcze miasto
Test RPG na Julian's Gate - HDZ 1 EmptyPon Cze 23, 2008 11:37 am by RPG_BOT

» Nowe miasto
Test RPG na Julian's Gate - HDZ 1 EmptyPon Cze 23, 2008 11:33 am by RPG_BOT

Statistics
Mamy 6 zarejestrowanych użytkowników
Ostatnio zarejestrował się Idexpedojok

Nasi użytkownicy napisali 12 wiadomości in 6 subjects
reklamy :)
Ranking Little Fighter 2

Ranking polskich stron o grze Little Fighter 2

2vs2 Little Fighter 2 Tournament



lf2 Forest



Polskie klany
*Excellent Team



RS klan



Klan SoR

Historia Dla Ziomali 1.1
EPIZOD I (Sezon pierwszy. Epizod I)

W pewnym kraju, rządzonym żelaznymi rękoma braci Kaczyńskich, zwanym przez niektórych Polską, w województwie mazowieckim, w mieście Siedlce, było sobie publiczne gimnazjum numer 4, takie, jakie by się wydawało, że się niczym nie różni od innych. Ale jednak nie była to normalna szkoła. Bowiem chodzili do niej trzej najlepsi przyjaciele, jakich to kiedykolwiek przez całe swoje pięciomiliardowe życie Ziemia nie widziała. Było ich trzech, ale w myśleniu jakby byli jednością. Chodzi tu o Caesara, Walsemore'a i Koziego.
Pierwszą i najważniejszą informacją jest fakt, że to oni rządzili tą szkołą. Gdy szli przez korytarz, wszyscy uciekali im z drogi, inaczej dostawali bęcki.
Omińmy takie ogólniki i prześledźmy klasyczny dzień Walsemore'a.
Walsemore jest zazwyczaj budzony o godzinie 7:03 przez swój boski budzik śpiewający ,,Warszawscy radni to największa banditierka...''. Następnie, będąc jeszcze w łóżku, sięga po butelkę z browarem opatrzoną napisaem ,,sok malinowy''. Ciągnie potężnego łyka, chwila reakcji i idzie umyć zęby pastą Colgate ,,7 w 1-spawanie, klejenie, mycie, zamazywanie, kolorowanie, pisanie, karma dla ryb''. Po umyciu zębów zakłada swój niebieski, szkolny mundurek, który nieco udoskonalił, dodając Freeze'a do loga szkoły. Następnie zjada śniadanie, będące ukradzioną kiełbasą i chlebem. Potem wychodzi do szkoły, wyrzucając butelkę po ,,soku malinowym'', która została dokładnie osuszona.
W ciągu piętnastominutowej drogi do szkoły Walsemore musi kupić papieroski i wódeczkę dla Caesara i Koziego. Wchodzi do pobliskiego sklepu, gdzie pracuje jego piąty (po Caesarze, Kozim, samym sobą i takim jednym jeszcze) ulubiony ziom, Gri-Gri
-Liga francuska-ta wypowiedź Walsemore'a jest do połowy bez sensu, lecz pierwsze litery słów tworzą tajemne hasło, po którym poznaje się Walsemore'a.
-A siema! Mordo ty moja!- Gri-Gri uściskał Walsemore'a
-Elo, elo! To, co zawsze!
-Dzisiaj płacisz
-Ehh, wiem, wiem. -Walsemore westchnął, dał 30 złoty i Playboya
-Świeży?
-Do połowy. Kozi go oglądał.
-Fuj! Właśnie czuć. Ale dobra, to, co zawsze- Gri-Gri podsunął opakowanie chipsów i trzy butelki orenżady.
-Dzięki! Wpadniemy razem po lekcjach! Narkoza!
-Część!
Walsemore brzęcząc zaczął biec do szkoły, gdyż ,,uczeń o nienagannym zachowaniu'' nie może się spóźnić. Biegnąc z dużą szybkością wbieł na dreniane drzwi, które były zamknięte, i się wyłamały. Przebrał się z prędkością błyskawicy, przebiegł dwa piętra i znalazł się przed sała do języka polskiego, gdzie spotkał Caesara z wieńcem z liści laurowych na głowie (a wiecie, że Caesar to cezar po angielsku? Nie! A widzicie, jaki jestem mądry!) i Koziego z kozikiem w ręku
-Szpaner!-krzyknął do Caesara
-Quo vadis, nemine?- odparł Caesar
-Kozi, zrób coś!
Dobra!- Kozi swoim Kozikiem wyrył na wieńcu Caesara napis ,,kretyn''.
-A wypad z tą plugawą machiną od mojej cezarskiej symboliki.
-No i git!
Zabrzmiał dzwonek, na który wszyscy podskoczyli do góry. Caesarowi opadł z głowy wieniec i przeczytał napis.
-O nie! O nie! O nie!- powtarzał w kółko i podszedł z zaciśniętą pięścią do Walsemore'a
-Stop! Bo nie dostaniesz działki!
-To nieuczciwe!
Wszyscy weszli do sali, w której czekała nauczycielka polskiego.
-Temat dzisiejszej lekcji: twierdzenia i powiedzonka fizycz... fizjologi... jak się tamci kretyni nazywali?
-Może filozofowie?- rzekł półgłosem Kozi
_A tak, tak. Temat: Świat filozofów.
-Ale wcześniej podała pani całkiem inny temat!
-Cicho tam!Jam władza ustawodawcza, a wy wykonawcza! Mówię, a wy robicie.
Tak praktycznie było zawsze: zmienianie tematu. Jak jakiś półmózg zwrócił uwagę, to nauczycielka używała zawsze jakiegoś pretekstu.
-Kto zna jakieś filozoficzne powiedzonko?- zapytała nauczycielka, a ręka Caesara wystrzeliła w górę niczym uczeń wyrzucany z klasy- no proszę, mów!
-Cogito, ergo sum.
Caesar, by być bardziej cezar, uczył się po godzinach łaciny, aby później przyszpanować.
-Dobrze. To po łacinie. A po polsku?- Walsemore kręcił oczami i powoli podniósł rękę- No gościu, dawaj!
-No kiedyś miałem taką książkę o filozofii, ale zabrudziłem ją piw... sokiem jabłkowym. No i było trochę niewyraźnie napisane, ale jednak przeczytałem: ,,Piję, więc żyję''
-Hmm, bardzo dobrze. No to opowiedz nam trochę o tym.
-No to alkohol towarzyszył ludzkości od pierwszych dni istnienia. Dzięki niemu powstały między innymi ,,Dziady''...- Walsemore dalej opowiadał- w dniach dzisiejszych używa go każdy, a szczególnie władza...- Walsemore ciągnął temat przez cała lekcję
-Świetnie, szóstka- powiedziała nauczycielka i zabrzmiał dzwonek
-Kozi, co tam wyskrobałeś?- zapytał Caesar, gdy Kozi pakował swoje książki.
-Moje motto życiowe
-Pokażesz? Pokaż!- Caesar odepchnął go swym potężnym ramieniem- ,,Piwo to moje paliwo''
-No taak. A bo co?
-No w końcu moje jest takie samo
-Elo ludzie! Co tam u was?- odezwał się jakiś lekko zezujący koleś z butelką ,,orenżady'' w ręku.
To był czwarty ulubiony ziom Walsemore'a, Ribben. Był głównym informatorem Koziego, Caesara i Walsemore'a. Miał oczy nie rtylko z tyłu głowy, lecz na każdej części ciała. Oni go trochę wykorzystywali, lecz bardzo go lubili.
-Elo. Czy odbywa się jakiś nielegalny handel?- zapytał Kozi
Chociaż handel orenżadką trudno nazwać nielegalnym, to jednak Caesar, Kozi i Walsemore dokonywali ,,legalizacji'' po pobraniu pewnych opłat.
-Tak. Ten cały Mateusz Kęsabryłka rozkręca interes pod waszymi yyy... trzeźwymi... nie chyba nie za bardzo, można o was wszystko powiedzieć, lecz nie to... o, tęgimi umysłami
_a tak, slyszałem o nim. To on ostatnio podwalił mi rower podczas mojego napadu na sklep mięsny. Gdy przyleciałem z łupem, to na mnie policja czekała. Na szczęście miałem pod ręką ,,Kaczora Donalda''. Wręczyłem im i mi dali spokój.-rzekł Walsemore
-No to zwijamy gościa- zadecydował Kozi
-Nom, ale gdzie on jest?- spytał Caesar
-O tam o!- Ribben wskazał na jakiegoś grubego półmózga.
-Kamery...- wyrzekł Walsemore, gdy spojrzał w górę.
Podbno zainstalowano je dla bezpieczeństwa uczniów. Jednakże najwięcej kamer znajdowało się w toalecie damskiej. Ale i tak na korytarzach jest zainstalowane łącznie około 30 kamer.
Jednakże Kozi podszedł do typka i przyjaznym objęciem ramienia zaciągnął go pod kamerę, a następnie zapoczątkował rozmowę.
-Witaj, mój przyjacielu-zagadał przyjaźnie Kozi
-Yy?- przyjaciel otworzył gębę z żółtymi żebami, a czasem i bez nich. Z ust wyleciało jeszcze kilka much
ŁUP! Kozi uderzył z całej siły w skroń gościa.
-Ała, ale psychol. Na szczęście kamera to widziała.
-Nie sądzę. Zwłaszcza, że przeszła tędy najlepsza laska z całej szkoły- Kozi wskazał na taką gościówę palcem. I rzeczywiście, kamera przekręcała się w miarę jak szła-a to- Kozi zacisnął pięść- za psychola- i uderzył z całej siły w brzuch Mateuszka
-A to- Walsemore podszedł do typka- za mój rower, rocznik 94 przed Chrystusem- i z całych sił kopnął w krocze Mateusza
-Za co?
-Chciałeś interes rozkręcać bez naszej zgody
-Ale to nieuczciwe!
-,,Jeśli wszystko jest źle, niech nie będzie niczego''- zanucił Caesar
Kozi Caesar i Ribben szli z Walsemorem przez pewien czas, aż ten ostatni zobaczył czujnik dymu w najbardziej zatłoczonym miejscu.
-Zapalimy?- zapytał Caesar
-Yhym- Walsemore sięgnął do plecaka i wyciągnął chipsy, które kupił u Gri-Griego. Otworzył je i wyciągnął cztery paczki szlugów- trzymajcie! - i podał Caesarowi i Koziemu po paczce.
-A skąd ta czwarta?
-Gri-Gri wczoraj był tak pijany, że poszedł do kościoła i zaczął krzyczeć ,,haj hitla''. Chyba tez stan utrzymywał się jeszcze jak pakował towar
-To co robimy?
-Dajcie mi- podniósł rękę Ribben
-Dobra, moja strata, ale teraz dmuchasz.
-Yyy, noo- wyryczał Ribben, łapiąć paczkę rzuconą przez Walsemore'a
Caesar, Kozi i Walsemore zaczęli palić na środku korytarza, tuż pod czujnikiem dymu. Ribben zawzięcie dmuchał w dym, który unosił się od papierosów, przez co czujnik nic nie wykrywał. Dzięki temu Ribben wyrobił sobie potężne płuca, gdyż robił to co przerwę.
Gdy wypalili jedną kolejkę, zabrzmiał dzwonek oznajmujący klasówkę z biologii z działu ,,rozmnażanie i rozwój człowieka''. Caesar, Kozi, Ribben i Walsemore potrafili o pierwszej w nocy wyrecytować wszystkie tematy z podręcznika. Korzystali oni również z dodatkowych materiałów. Nie wiedzieć czemu, musieli płacić, aby się uczyć. Szczególnie strony z największą ilością informacji zdzierały najwięcej kasy. Na dodatek, gdy wpadała rodzicielka, strasznie długo krzyczała i trzeba było jej tłumaczyć, że tylko zdobywają informacje.
Ribben odpowiedział poprawnie na wszystkie zadania, aż pokusił się o dodatkowe, którego treść brzmiała ,,Co to jest obojnak?''. Ribben napisał ,,bezpłciowy potwór''. Kolejny podpunkt ,,Czy człwiek może być obojnakiem?''. Odpowiedź: ,,Tak''. ,,Czym charakteryzuje się obojnak człowieka?''. Ribben chwilę possał swój długopis o smaku tytoniu i napisał: ,,Nie wiem. Zapytajcie się Koziego, bo to o nim mowa''. Ribben, zadowolony, oddał kartkę jako pierwszy. Lecz gdy dziesięć minut po oddaniu klasówki zaczął myśleć o niej, pacnął się w głowę. Przecież dyrektor to nie człowiek, tylko orangutan.
Po 30 minutach zabrzmiał dzwonek. Największa kujonka z klasy zaczęła płakać.
-Buhuhu! Nie będę miała szóstki! Pochwę pomyliłam z penisem!
On, Kozi, Caesar i Ribben podeszli pod ten sam czujnik, co przerwę wcześniej. Ten ostatni znowu dmuchał, aby dym skręcał w bok
Następna lekcja... Nie! Ta nazwa nie przejdzie im przez gardło. Fizyka...
Tego przedmiotu naucza pulchna, niemiła nauczycielka, Wszynkowa. Gdy przyszła na lekcję, trzeba ją było przepchnąć przez drzwi, gdyż nie mieściła się w nich. Wszyscy w szkole bali się jej, nawet Caesar, Walsemore i Kozi, o Riibenie już nie mówiąc. Lecz bać się to jest nic w porównaniu z tym, co z jej widokiem czuł jeden uczeń, Patryk Badoszki. Przyśnił mu się pewien koszmar, po którym stał się niemową. Oto jego treść:
Patryk wstał z łóżka, jak to robił codziennie. Przebrał się i poszedł umyć zęby swoją pastą ,,Susuki 1 w 1''. Czuł ten wielki odjazd na zębach. Spojrzał w lustro i zobaczył samego siebie i się uśmiechnął. Mrugnął swymi oczami. Na lustrze była Wszynkowa. Ruszała wargami, lecz nie było żadnego dźwięku, lecz on słyszał w głowie wzór E=mc2. To było okropne. Patrtk połknął większość pasty i zamrugał oczami. Wszynkowej nie było, a myśli się uspokoiły. Poszedł zjeść śniadanie. Kiełbasa była wyjątkowo pyszna, lecz po pięciu kęsach zamieniła się w paskudne, owłosione ramię Wszynkowej. Patryk rzucił z przerażeniem ramię, lecz ono wróciło do niego. Zaczął uciekać, przewracając krzesła. Pobiegł po teczkę, założył kurtkę i po raz pierwszy popędził do szkoły. W drodze spotkał dziewczynę. Lecz po chwili zmieniła się w Wszynkową. Zaczęła rozprawiać o wielkich fizykach i ich teoriach. Patryk chciał uciec, lecz nogi miał jakby z ołowiu. Po piętnastu minutach, które wydawały się być wiecznością, doszedł do szkoły i strasznie się ucieszył. Miał jeszcze pięć minut czasu i obejrzał rozpiskę zastępstw. Wszystkie lekcje z Wszynkową. Popuścił w gacie. Poczuł, jak coś miażdży mu barkę. Obejrzał się i ujrzał Wszynkową, która cieszyła się i pokazywała swe żółte zęby. Patryk wrzasnął i zaczął uciekać ze szkoły, lecz pod drzwiami Wszynkowa podstawiła mu nogę i wybił sobie większość zębów, a ona zaciągnęła go po ziemii pod salę. Zaczęła się lekcja, a Patryk gorliwie się modlił. Był nieobecny duchem i gdy Wszynkowa zawołała go do odpowiedzi, podskoczył i rozwalił sufit. Podszedł do tablicy i za każdym razem jak się mylił dostawał batem w plecy. Wrócił na miejsce. W ciągu 7 godzin lekcyjnych odpowiadał (czyt. był bity) 6 razy. W końcu po tysiącu lat skali Patryka poszedł do domu. Rzucił teczkę w kąt i pobiegł na ogame'a. Na tapecie była Wszynkowa. Złapał się za serce i zmienił tapetę. Wlazł na ogame. Czerwonym drukiem, jak to zawsze ataki, była napisana notka:
,,0;03;47 Obca flota gracza Wszynkowa z planety sala 227 osiągnie planetę Słodki dom. Misja: Nauczyć fizyki. PS. Nie próbuj uciec.''
Patryk wrzasnął i zbiegł z komputera. Nie wiedział czemu, ale chciał póść na basen. Przygotował strój i powiedział mamie, że idzie. Ona przytaknęła i odwróciła się. Miała twarz Wszynkowej. Patryk wytrzeszczył gały i wybiegł z domu. Szedł spokojnie, nic się nie działo. Doszedł do szkoły (w końcu tam był basen) i przebrał się. Następnie poszedł pływać i nikogo nie było za wyjątkiem ratownika. Patryk pływał sobie spokojnie. Nagle przyszła Wszynkowa, a Patryk zdrętwiał. Powiedziała coś ratownikowi i sobie poszła. Badoszki odetchnął z ulgą i zaczął pływać. Lecz po chwili Wszynkowa powróciła w stroju dwuczęściowym i weszła do wody. Badoszki, niczym Cocord, przepruł wodę i walnął w ścianę. Ratownika nie było. Jednak Wszynkowa zachowywała się normalnie. Po godzinie wyszła z wody, a Badoszki odetchnął z ulgą. Lecz ona weszła na podest i zamierzała skoczyć. On krzyknął ,,nein!'', lecz było za późno. Ona skoczyła. Nagle zabrzmiała muzyka ,,Ona i on...''. Powstały potężne fale, które zmiotły z powierzchni ziemii całe Siedlce. Patryk przylepił się dościany i cieszyl się, że umrze. Lecz zaczął spadać. Próbował palcami zatrzymać się, lecz i tak wpadł do pustego basenu. Nie wiedząc co zrobić, podszedł do Wszynkowej. Usłyszał kroki. Przyszedł gościu w peruce i zaczął krzyczeć
-Ktoś ty?- zapytał Badoszki
-Jam Isaac Newton! Zabiłeś moją idolkę!
Newton wziął komórkę i wybił 999. Nie trafił i spróbował 998. Znowu źle. 997 o tak! Zadzwonił przyjechała policja i zamknęła Patryka na dożywocie za zabójstwo ze szczególną premedytacją
To był tylko koszmar, lecz ile on zmienił! Przejdźmy teraz do rzeczywistości.
Walsemore, Caesar i Kozi siedli obok siebie. Pilnie pisali słowa wypowiadane przez nauczycielkę, chociaż nic nie rozumieli. Walsemore napisał Caesarowi wzór na dwutlenek azotanu boru (NOOB)
-Moc prądy liczy się w kilogra... co ty tam robisz, pacanie?
Wszynkowa sięgnęła do dziennika i wyciągnęła nóż myśliwski. Wzięła potężny zamach i rzuciła w głowę Walsemore'a. Ten zaś zrobił unik i nóż, na szczęście, wbił się w serce gościa z następnej ławki.
-Co się tak gapicie>? Jednego złodzieja mniej!- zabrzmiał dzwonek- do domu ćw. 1-118.
Walsemore, Kozi i Caesar zapisali pracę domową.
Zabrzmiał dzwonek. Według planu mają mieć teraz matematykę. Facia obiecała zrobić coś na styl 1 z 10, a Walsemore obiecał wygrać
Po iluśtam pytaniach na arenie zostali tylko Caesar, Kozi, Ribben, Walsemore i jakiś tam koleś z jedną szansą.
-Ilu jest braci Kaczyńskich?- zapytała nauczycielka tego gościa- dla podpowiedzi dodam, że ta liczba to ocena z matmy na koniec roku
-Pięciu?- ostatnia szansa zgasnęła gościowi
-Taa, prędzej bym zemarła, niż bym ci piątkę na koniec roku wstawiła
-Pan numer cztery- rzekł Walsemore i Ribben z jedną szansą miał odpowiadać
-Ile to jest dwa plus dwa?
-Cztery- ostatnia szansa Ribbena zgasła
-Jaki Lepper! Przecież każdy wie, że dwa plus dwa to milion dwa.
Zaczął się finał pomiędzy Caesarem, Kozim i Walsemorem.
-Bumcyk, umcyk... no co, ja tylko klimat wprowadzam
-Świetnie- powiedział Caesar i stracił jedną szansę
-Nie pytałam się ciebie o zdanie, alfonsie długowąsie. Drugie pytanie- facetka wzięła karteczke-o, teraz to was zagnę! Ile bierze Pudzian na klatę, gdy ma dobry dzień?
-Miliard- odpowiedział Walsemore po uprzednim zgłoszeinu się
-Oż ty mała kur**! Dobrze. Następne pytanie: czy Rosja jest fajna?
-Jest zajebiaszcza. Chociaż i tak wiem, że to banda bolszewików i terrorystów- znowu odpowiedział Walsemore
-Dobrze! Czy chcesz, aby Caesar wyruchał cię po programie?
Walsemore znowu się zgłosił, ale trochę za wcześnie.
-Tak... to znaczy nie... to znaczy tak... nie- facetka puściła bąka, co oznaczało, że odpowiedź była zła- kur**
-Hehe. Fajny z niego poj**, co nie, Caesar?
-Fajny- odpowiedź była dobra
-Hmm, kolejne pytanie. Co to jest, gdy dwaj faceci się ruchają?
-Obiad u Koziego w domu- znów dobrze odpowiedział Walsemore- pan z numerem trzy poproszę
-Na obrusie stoją kwiatki. Co robisz?
-Yyy? Nic.- odpowiedział źle Kozi
-Silnik traktora twojego starego, tak brzmi poprawna odpowiedź.
-Jeszcze raz pan z numerem trzy- powiedział Walsemore
-Obciągam za darmo. To hasło którego z was?
-Walsemore'a pewnie- odpowiedź znów była zła
-On nie jest aż tak mądry, by na coś takiego wpaść. Ale co tam, to moje hasło
Walsemore patrzył, jak Kozi się czerwieni. W chwilę później zrobił zamach i rzucił kozikiem w stronę Walsemore'a. Ten zrobił szybki unik i kozik wybił szybę
-Heh- westchnęła nauczycielka
-Pan z numerem dwa- rzekł Walsemore, czując niebezpieczeństwo
-Co to było?- zapytała prowadząca
-Kozi rzu... Konon przejeżdża przez miasto- odpowiedział dobrze Caesar- pan z numerem trzy
-Ohh, jak ja lubię wkopywać tego gościa. Czy wąż ma wacka? A jeśli tak, to ile?
-Wąż sam w sobie jest wackiem i nie ma własnego- rzekł Kozi, odpowiedź była dobra- pan z numerem jeden
-,,Kości zostały rzuczone''. Kto to powiedział?
-Twoja stara- Walsemore źle odpowiedział
-Nie moja stara, tylko stary Caesara, jak Rzym podbijał. Co nie, Cae?
-Nie- odpowiedź była zła
-Nie pytam się ciebie o zdanie. Jak widać, wszyscy mają po jednej szansie
-Pan z numerem jeden, proszę
-Stolicą jakiego państwa jest Berlin? Dla ułatwienia powiem, że nie chodzi tu o Kongo.
-Francji- Walsemore dobrze odpowiedział- pan z numerem dwa
-Co to jest?- facetka puściła fragment prohibicji:
Warszawscy radni to największa banditierka
Każdy chciwie na publiczne pieniądze zerka
Jak tak na nich patrzę to cyniczni i złośliwi, głupi
Pasożyty, insekty, nowotwór na organiźmie
Żywym radny kradnie
-Piosenka- odpowiedział Caesar i wypadł z turnieju
-A czy ja się pytam co to jest? To są realia polskiego rządu
-Pan z numerem trzy, poproszę
-Jaki jest symbol niezdecydowania politycznego?
-Znak zapytania?- zła odpowiedź
-Kaczor Donald. Musi być albo Kaczor albo Donald
-Je, wygrałem, jee, kozak- krzyczał Walsemore
-Turniej wygrywa Sebastian Ćwok, bo dał mi najwięcej łapówki na poprzedniej lekcji.
Walsemore pomyślał ,,ile on dał? Ja stówę, a on jeszcze więcej''. Mówi się trudno
Zabrzmiał dzwonek i Walsemore poleciał do Caesara, a Ribben do Koziego
-Te, a twój stary naprawdę podbił Rzym?- zapytał Walsemore
-On zdobył władzę, czyli raczej tak
Następnie mieli angielski. Na lekcji trzeba było przetłumaczyć list na angielski. Walsemore zrobił to tak:
Roads Caesar!
Thank you from mountain for listening to my letter
We are rad to behindpork you for opening of new understick academy. You must be there afternoweight many ice will be there
We wait for you with nodradelivefishbone
Underwritten
Walsemore
Co się tłumaczy następująco:
Drogi Cezarze
Dziękuję z góry za posłuchanie dla mego listu
Jesteśmy rad zaprosić cię na otwarcie nowej akademii podlaskiej. Musisz ty być ponieważ dużo ludu będzie tutaj.
Czekamy na ciebie z niecierpliwością
Podpisano
Walsemore
Autor tego listu oddał go i dostał piątkę. Po pół godziny był dzwonek
-Walse?- zagadał Caesar
-Mmm- zammczał Walsemore
-Zagramy w LFa?
-Nom, od razu po Gri-Grim siądź na kompa
-Ka, ka
Zabrzmiał dzwonek na WOS. Walsemore przygotował katalog o gminie robiony ,,w grupie''. Tylko akurat gdy miano się zmówić, aby skleić przygotowane materiały, Caesar, Kozi i Ribben się rozchorowali, a Walsemore musiał zrobić wszystko sam
Kozi, Caesar i Walsemore przyszli punktualnie (czyt. wpadli z hukiem), a Ribben się spóźniał. Caesar rzucił pracę na biurko nauczycielki, która zaczęła ją oglądać.
-Pięknie chłopcy, pięknie- wzdychała nauczycielka, przewracając kartki.
Pomiędzy stronami była przezroczysta folia, która zapobiegała zabarwianiu kartek. Jedna taka była prawie wyrwana, siedziała na jednym szwie. Walsemore niechcący prawie ją wyrwał.
-Pięknie, pięknie- nauczycielka doszła do tej folii i niechcący ją wyrwała- ojj, wybaczcie
Walsemore był znany ze swojej porywczości. Zaczął się czerwienić i dyszeć. Chwycił za książkę od WOSu i rzucił z całej siły w ławkę. Dalej chwycił pracę wielu godzin i zamachnął się
-No co pani zrobiła?!- wrzasnął Walsemore i uderzył nauczycielkę, wyrzucając ją z krzesła i wbijając w ścianę
Gdy nauczycielka leciała na ścianę, do sali wpadł Ribben i czas zatrzymał się na chwilę. Niektóre bezmózgi dopiero uświadomiły sobie, że dzieje się coś ciekawego. Czas zaczął biec normalnie (na chwilę do sklepu po piwo wpadł) i Ribben zrobił Matrixa kapciowego. Otóż skoczył w górę i wyrzucił kapcie z nóg na uczniów w klasie. Skażenie popromienne zabiło kilka osób.
Nauczycielka zaczęła coś krzyczeć o uspokojeniu. Lecz Walsemore wziął swoją pracę i podarł ją, a Caesar kopnął w odbyt nauczycielkę
-No co wyrobicie?- wrzasnęła nauczycielka
Kozi, chcąc ją zamknąć, wsadził jej do ust gąbkę spod tablicy.
Następnie Walsemore wziął w ręce dwa krzesła, a Caesar złapał go za łydki i zaczął nim kręcić. W pewnej chwili puścił. Walsemore nogi krzeseł powbijał w serca czterech gości, a resztę bił z pięści. Po chwili był na końcu sali i wrócił się, łapiąc i rzucając plecakami
W tym samym czasie Caesar i Ribben wzięli stół nauczycielki i rzucili nim w całą klasę. Kozi, by nie być gorszym, wziął swój kozik i wypatroszył kilku osobom flaki.
Zabrzmiał dzwonek. Caesar, Kozi, Ribben i Walsemore wzięli swoje plecaki, przebrali się i poszli do Gri-Griego
-Siema! Po piwku dla każdego- zakrzyknął Walsemore
-Yyy, no tak- Gri-Gri oglądał Playboya- macie. Płaćta!
-Zdzierca- zaprotestował Ribben
-Jak chcesz, możesz nie kupować
-Hah, po moim trupie
-O tutaj jest fajny fragment- Kozi wskazał palcem na coś w Playboyu
-A, no. Widziałem. Trzymajcie i spadajcie- Gri-Gri dał cztery piwa i wypchnął swoich bywalców ze sklepu.
Wszyscy rozeszli się do domów. Walsemore też wrócił do swojego i przywitała go mamcia
-Co tam w szkole?
-Nic
-Ojj, napewno coś było. Mów
-No nic
-Gadaj!
-Twój staru
-Twoja stara
-Twój stary kradnie neta z kafejki
-Twoja stara dzierży browara
-Twój stary zrobił atak na World Trade Center
-Twoja stara...- mamcia Walsemore'a się zatrzymała, gdyż to ona była jego starą
-Idę na kompa
-To idź, ty czorcie wcielony
Walsemore przekroczył szybkość światła i był na kompie. Od kilku dni miał Routera i nie miał zew ip, a grę cięło że szok. Wszystko po to, by jego siotra mogła się uczyć, a w rzeczywistości czytała o dodzie
-Zagrasz?- zapytał przez GG Caesar
-Tylko na ogame'a wejdę i gramy. Chwila
Walsemore nie wiedział o co chodzi w tej grze. W każdym bądź razie wrobił 48 osób na to, że to gra o gejach i żeby wygrać, trzeba im wysłać swoje zdjęcie bez ubrań
-Zagrasz?- zapytał po pół godziny Caesar
-Jeszcze chwila. Co się tak niecierpliwisz?
Po dwóch godzinach Walsemore napisał:
-OK, możemy grać
-0.700.88.0 to moje ip. Łącz na 1.9c
-Zagramy officjala?
-11 walk
-O browara
-OK.
Walka była równa i doszło do wyniku 5;5. W ostatniej walce nikt nie chciał przegrać i grali ciutkę PP. Po godzinie nie było im widać życia, lecz jeszcze stali obok siebie. Nagle Avast zaktualizował się u Caesara i strasznie się zacięło. Nie można się było ruszyć i zaczął coś pisać na GG. Lecz Walsemore nadal bił w atak aż zabił Caesara
-6;5 wygrałem. Jutro mi stawiasz
-Mdleję
Walsemore ucieszył się i zszedł z kompa. Caesar pewnie przyleci z kałachem, lecz Walsemore był na to przygotowany. Poklepał bazooka'ę, którą kupił w biedronce w dziale mięsnym i schował po poduszkę. Napis ,,made in biedronka'' dumnie błyszczał na końcu lufy.
Walsemore odrobił pracę domową, spisując odpowiedzi z końca podręcznika. Przesłuchał prohibicję, umył zęby i poszedł spać.
Historia Dla Ziomali 1.2
Caesar następnego dnia obudził się z niesmakiem. Wczorajsza klęska zepsuła mu całe 23h doby Caesara. Przez 1h musiał przecież popić. Walsemore musiał jeszcze przycwanić i w trakcie snu telepatycznie przekazał mu że ma się stawić przed lekcjami u Gri-Griego
Caesar przebrał się i po wykonaniu podstawowych czynności, za wyjątkiem picia piwa, poszedł z paroma złotówkami do Gri_griego. Po drodze spotkał Ribbena
-Siema Cae! Co tam u cie...
-Nic nie mów, o nic nie pytaj
-Orżnąłeś?
-Nom. O browca graliśmy.
-Heh. na grach ludzie tracą majątki i sens życia.
Ribben przymknął się, gdy ujrzał zaciśniętą pięść Caesara i usłyszał jego równomierne dyszenie. Pokusił się o przystawienie zapalonej zapałki pod jego nos. Buchnęło ogniem niczym smok z Eragona.
-bajer...
Caesar doszedł do sklepu w którym szczerzył już zęby Walsemore. Gdy podszedł bliżej, zaczął go obgadywać
-Co za głupi cyklop z Rzymu! Ha! Przegrał! Niach, niach!
-Zamknij się, bo zabiję cię
-Haha! Buahaha!
Caesar wszedł do sklepu Gri-Griego, gdzie roozwiesił transparent ,,The prohibition makes the gangsters like Al Capone''.
-Browara w puszce poproszę. Ten pan płaci- Walsemore ucieszył się i wskazał palcem na Caesara
-Yh, no taak- wzdychał Caesar
-Orżnął. Mhmhuahahaha.
-W duopę rżnięcie te zjęcie, toż to mocne jest przegięcie
-Uhh. Unosi się- nadymał się Walsemore- leszcz!
-Raz w roku orżnąłem
-Taa, jasne. Już ja to widzę. A w piątek trzynastego lipca?
-Ale teraz jest 30 września
-Hah! No to trudno. Ale co tam- Walsemore sięgnął po browara- za moje- otworzył go- zdrowie- i wypił
-Tracę cierpliwość. Zaraz dam ci w kośc.
-Aaaaa... browar zwieńczony pianką zwycięstwa smakuje o wiele lepiej... Poetą winienem zostać
-Prawie..- zaczął Caesar
-...robi wielką różnicę- ciągnął Ribben
-A ty jesteś prawie mistrzem- powiedział Caesar
-Orżnął...- wrócił do swojej śpiewki Walsemore
Powtarzał to w kółko w krótkiej drodze do szkoły. Pierwsza lekcja: j. angielski.
-Hello, dudes of america!. I've got a new joke! I was thinking for it for over two hours! czy wiecie, jak jest dwie minuty do drugiej?- mówiła nauczycielka
-You loose! You loose!- zmienił język Walsemore
-You don't know? Assholes! It's two to two! Mwahahahaha!- facetka zaczęła skręcać się ze śmiechu na podłodze, a wszyscy zaczęli jej wtórować i śmiali się całą lekcję
I wtedy zabrzmiał dzwonek na lekcję. Walsemore klepnął z całej siły Caesara w plecy. Lecz on nic nie zrobił. Ze śmiertelnym spokojem przyjmował wszystkie obelgi
Ale na przerwie Walsemore wziął jakąś paskudną dziewczynę i wsadził browara w jej łapę. Wyciągnął jej łapę, otworzył gębę i zakrzyknął do Caesara:
-Patrz! Twoja stara dzierży browara
Wtedy stało się coś dziwnego. Caesar odwrócił się i zaczął biec ogromnymi skokami w stronę Walsemore'a, ale jakby był jakiś spowolniony, jak na filmie, w którym kochankowie wpadają sobie w ramiona. Dudnienie na ziemii przywołało impuls ,,niebezpieczeństwo- zagrożenie życia'', który doszedł do jego głowy. Lecz gdy chciał uciekać, ruszał się bardzo powoli. Aż w końcu, wydawałoby się nadludzkim wysiłkiem, zaczął biec. Miał takie same opóźnione ruchy jak i Caesar.
Temu wszystkiemu przyglądał się Ribben. W jego oczach biegli oni z nadludzką szybkością. Podszedł do mniemanej starej Caesara, aby zabrać jej browca, ale Walsemore już przebiegł cały korytarz w 3 sekundy (normalnie robi to w 3 minuty) i zabrał browara.
Zabrzmiał dzwonek, oznajmujący zastępstwo z fizyki. Ribben z Kozim poszli pod salę, a Caesar z Walsemorem dalej się ganiali.
-Lekcja. Temat: Alfred Einstain- dyktowała swym nudnym głosem nauczycielka
-A nie Albert?
-Twój stary to Albert. A może...
-No i co pani źle dyktuje?
-Zamknij mordę, ty mały Pawlaku
-Niech mnie pani nie obraża
-Masz jakieś wąty?
Nauczycielka podeszła do tablicy i odsłoniła jej skrzydło. Były tam dwa przyciski. Wcisnęła dwa naraz i przyleciał laser
-Masz?
-A czy ja coś mówię?
-Wracając do tematu, Isaac Newton...
-A było o Einstainie
-O- facetka strzeliła w gościa i wyparował- Einstain badał ruch. Podajcie mi przykład ruchu.
-Walsemore ucieka przed Caesarem- zgłosił Ribben
-Hmm. Caesar goni tylko jeśli chodzi o alkohol. Może być ciekawie. Gdzie oni są?
-Na korytarzu
-Aha. Pozwólcie, że zbadam to zjawisko. Jak wiadomo, żadne ciało nie może przekroczyć szybkości światła w próżni- mówiła Wszynkowa, wychodząc na korytarz
Poczuła tylko wiatr na twarzy i jakby pojedyncze piksele Walsemore'a
-Hmm, szybcy są. Staać!- wrzasnęła nauczycielka, a jej rozkazów nie można podważać
Walsemore i Caesar zawiśli w powietrzu. Widać było jak Caesar otwiera usta, jakby chciał coś krzyknąć. Nogi mieli niemalże w linii prostej, jakby szpagat robili w powietrzu. Lecz wszyscy wiedzieli, że to był wielki krok człowieka i mały krok ludzkości.
-Korytarz ma 100 metrów. Proszę pani, oni przekroczą szybkość światła
-Szybcy są, ale nie aż tak. Ale dobra, załóżmy się o Carlsberga. To piwo hitlerowców, ale fajna seria limitowana jest z takim otwieraczem w kształcie prezydenta.
-No dobra
Wszynkowa poszła na zaplecze po miarkę. Walsemore dawał sygnały oczami Koziemu oznaczające ,,błagam cię, daj kozika!''. Kozi podszedł do Walsemore'a wciskając mu w rękę kozik. Zaś Caesar dawał sygnał ,,a tylko spróbuj, to ci nogi z dupy powyrywam''.
-No już jestem!- zakrzyknęła nauczycielka- to się też przyda- i wskazała na fotoradar
-A skąd pani to ma?
-Jak mnie policja zatrzymała to ich z bara pociągłam, a to przerobiłam na doniczkę. Tak mi ładnie na ziemię rzucili
Wszynkowa zmierzyła odległość pomiędzy Walsemorem a Caesarem, ale dokładnie to cały korytarz zmierzyła, odjęła odległość między nimi i wyraziła w milimetrach
-Do boju, chopcy!
W momencie, gdy zęby rozeszły się na literę ,,y'' Caesar z Walsemorem 10 razy przebiegli korytarz
-Rety, rzeczywiście! Dzieci, piszcie: ,,Albert Einstain to sk***esyn i nic mądrego nie wymyślił''
Patrzcie w jaki to prosty sposób Ribben powalił teorię błędną, przez Einstaina wymyśloną, w której ludzkośc gniła przez ponad 100 lat!
Zabrzmiał dzwonek. Caesar pomyślał ,,C...''. Pół literki. A w całości brzmiało ,,O kur**! Powpadamy na luda! Ale go złapię!''. Niestety, Walsemore miał w mózgu trzystordzeniowy procesor ,,móżdżek'' marki kaszanka.pl. Ujrzał ludzi, ale za dużo się Matrixa naoglądał. Wlazł gościówie na plecy i skoczył. Zaczął latać, niczym bojning E-538. Caesar zaś, biegnąc wciąż po ziemi, niczym Rudolf teleportował się przez ludzi. Wbiegał w nich, czuł się jak wypatroszony kurczak. Dalej też wzniósł się w powietrze i zaczęli się gonić pod sufitem. Kmórki ich nie były w stanie zarejestrować widoku zwykłych ludzi pod ich nogami. Oni byli niczym bogowie rzymscy w swej nieśmiertelnej gonitwie. Gdyby Ziemia akurat wybuchła, to oni uciekliby wraz z tlenem i azotem. Caesar wyciągnął swe ramiona, żeby przyspieszyć bieg i wyglądał jak taki jeden gościu z jego sygnaturki
Walsemore przebiegł przez okno, a zanim Caesar. Jednak to był zły pomysł. Gdy ujrzał Hiroszimę, zaczął zawracać do szkoły. Obaj czuli, że wytracają prędkość, ale mózg tego nie zarejestrował. Wbiegli do szkoły
Teraz Walsemore wyczuł, że jest wolniejszy od światła, jednakże Caesar też. Ten pierwszy zobaczył małą dziewczynkę palącą szluga i musiał wyhamować. Lecz to mu nie 2wyszło i rozwalił ścianę i poleciał do pobliskiego parku. Caesar niestety powtórzył Walsemore'a. Nadstawiając nogi, walnął w głowę dziewczynki, pojawił się napis ,,Headshot'', a dalej przebił ścianę, na wzór Walsemore'a
Caesar ujrzał trzęsące się drzewko. Tam musiał być Walsemore. Trząsł się ze strachu, a on miał słuszną masę. Caesar podszedł do drzewka, nadstawił zęby i zaczął nimi ciąć drzewko.
Otóż kiedy Caesar zdobywał władzę (ten młody, nie jego stary) jego głównym przeciwnikiem był Walsemore. gdy pokłócili się o bombonierkę czekoladek Sedel, ten drugi uciekał i podstawił pierwszemu nogę. Przeleciał czterdzieści metrów i wybił sobie wszystkie żeby. Chociaż nikt tego nie wiedział, starzy kupili mu zęby z tytanu i pomalowali na żółto, by nie budzić podejrzeń
Drzewko nie łatwo poddawało się Caesarowi
-Złaź, pókim dobry
-Nie... tego rozkazu... moja i twoja pamięć nie posłucha- Ribben czytał wiersz ,,Do Mariana'' A. Mickiewicza na języku polskim.
Nauczycielka zamierzała zrobić powtórzenie z przerobionych już w tym roku lektur. Wybrała Ribbena, gdyż jego silny głos i woń czosnkowa robiły z niego najlepszego mówcę
-Dobrze. Teraz ,,Pieśń o Roladzie''
-Yhym- Ribben czytał, aż doszedł do którejśtam zwrotki- Roland wali krzepko i Oliwier takoż. I Mortor wali więcej niż tysiąc razy
_czemu czytasz inaczej niż pisze?
-Błąd w druku. Tylko Mortor może walić sobie
-O żesz ty, zabiję cię- wołał Caesar, piłując drzewko
-Wymyśl coś, inaczej zginiesz- drzewko powoli poddawało się zębom Caesara
-Nie! Zostaw mnie! Będę grać w GunZa!
Caesar przestał piłować. Wypluł trociny z ust i pogrzebał w uchu, wyciągając 1 kg brudu
-Aha... to dlatego tyle ważyłem. Na serio? Nie ściemniasz?
-Mówię prawdę, jak twoją starą kocham!
-Hmm, to złaź- rzekł Caesar i Walsemore zjechał, potrącając go i łamiąc mu nos przez przypadek
Caesar próbował namówić go do tej gry przez ponad 4 miesiące, lecz skur***** nie chciał nawet SSów oglądać.
SSy. Zróbmy powtórkę z historii. Jak wiadomo trzecia rzesza (lub IV RP, nie pamiętam. Co ja, dysk twardy?) upadła ponieważ żolnierze przestali walczyć na froncie. Lecz nikt nie zna powodu dlaczego. Otóż pewien Polak, znany jako Worm wkradł się do SSmanów, gdy pornole ,,made in china'' oglądali. Worm wszedł na google.hit.ler i ściągnął LF2. Rozwalił ich 7vs1. Potem poszedł do domu, bo obiad miał. Niemcy grali w LFa przez cały czas, nie robiąc nic innego. Okupacja słabła. Aż w końcu, grając 7 Julianów na 1 bandita na easy, wygrali. Zwycięzca, niejaki XPT, podniecił się i chciał jakoś to upamiętnić. Stworzył w ciągu dwóch lat klawiaturę z trybem robienia rzutów ekranu. Gdy ją podłączył, niechcący rozłączył kompa i nie mógł tego upamiętnić. W pięć minut popełnił samobójstwo, wpadając pod koła roweru. Gdyż był SSmanem, przycisk nazwano SSem
Caesar strasznie się ucieszył u umówił grę z Walsemorem na siedemnastą. Mieli dwie lekcje i stwierdzili, że już się nie opłaca i poszli do domów.
W tym samym czasie Ribben gnił na lekcji muzyki razem z Kozim
_dzień dobry, drodzy uczniowie- przywitał klasę nauczyciel
_Dzień Ziobry- odpowiedzili Kozi i Ribben
-Dzisiaj omawiamy piosenki Hemp Gru! Policja to mój wróg!- krzyczał nauczyciel
W tym samym czasie Caesar siadł wygodnie na swoim fotelu z wymalowanym Harrym Potterze na siedzeniu. Usiadł na nim i sięgnął po insygnię władzy domowej, czyli pilot od telewizora Skakał po kanałach i słyszał pojedyncze wyrażenia ,,Moda na sukces, odcinek 4835729''. Wpadł na jedynkę i była reklama plebanii ,,stoisz sam pośrodku bordla, dookoła tysiąc ku**''. Dalej skakał i znów trafił na ,,modę na sukces'' i usłyszał ,,to nie moje dziecko. Muszę stąd jechać''. Ostatnio w telewizji pojawiły się fajne reklamy, ale Caesar nie wiedział czemu. Trafił na jedną ,,wiem kurpip że biorą! Nareszcie jest Ziobro i Kaczyński!''. I znów trafił na ,,modę na sukces''. ,,Jak możesz tak zrobić? To twoje dziecko''
Nareszcie wybiła godzina 17. Caesar zaczął gadać do Walsemore'a. Lecz on tylko musi wbić na ogame. Gościu z Żymu zszedł z kompa na godzinę, bo znał to ,,tylko wejść na ogame''.
Lecz Walsemore po chwili wbił na GunZa. Nie wiedział co i jak i się strasznie wkurzył. Wtedy ujrzał, że ma jeszcze kozik od Koziego. Zapomniał w tej gonitwie po co mu był. Lecz teraz wziął go i rzucił w monitor. Obczaił, że jego postać ma nową broń. Ujrzał jeszcze (chociaż był tam od dawna) Caesara. Zaczął coś wciskać bez sensu i wuszło mu kaszana-style, który zabił Caesara. Wbił na GG i zapytał Ribbena, gdzie Caesar. ,,Gdzieś tam poszedł, nie ma go przy kompie, ale zaraz będzie''. Walsemore uświadomił sobie, że zrobił coś złego. Po chwili chmurka nad słonkiem Caesara w GG znikła. Nagle rozległ się wrzask:
-Wyłaź, pókim dobry, bo przedziurawię cię jak na Pearl Hrbour.
To Caesar przekroczył szybkość światła i stoi teraz z kałachem pod furtką domu Walsemore'a.
Rzeczony gościu zaczął się obficie pocić
-Przez ciebie straciłem drugi poziom. Liczę do trzech i masz wyjść. Raz...
Walsemore wpadł na genialny pomysł. Zbiegł z kompa i wziął co lżejszą broń, gdyż Caesar się nie patyczkował. Zbiegł do piwnicy i stanął przy wejściu tajnego tunelu
-Dwa...
Otóż wybudował go gdy Benedykt XVI miał tędy przejeżdżać ze swymi niemieckimi wyznawcami. Bojąc się okupacji, wraz ze starymi wybudował drogę ucieczki. Na szczęsie Benek nie przyjechał
-Trzy!
Walsemore wbiegł do korytarza, gdy Caesar wystrzelił furtkę. Szedł przez 47 minut i wylądował u Gri-Griego
-Elo, co tam?- powitał go, oglądając Playboya
Walsemore spojrzał na transparent i stwierdził, że jest inny: ,,de prohibyszyn mejks de gangsterz lajk alkapon''
-Czemu zmieniłeś napis?
-A no bo był u mnie znawca języka angielskiego i powiedział, że źle to napisałem i muszę to zmienić
-Aha, to dobrze. Człowieku, goni mnie Caesar!
-No i nic w tym dziwnego, jak go tak wkurzałeś
-Jesteś moim przyjacielem i winieneś mi pomóc!
-Jak?
-Uciekaj ze mną, wesprzesz mnie duchowo i materialnie- Walsemore pomyślał o pewnej złotej cieczy
-Nigdy w życiu. Ja mam...
Nagle rozległy się okropne krzyki. Walsemore wychylił głowę i ujrzał Caesara z czterometrowym toporem, który trochę go przyginał, oraz Koziego, który robił potężny zamach i miał zamiar rzucić kozikiem
-Uciekaj!- Walsemore krzyknął do Gri-Griego
-Sec, tylko majątek mojego życia zabiorę
Gri-Gri podnosił Playboye. Lecz Kozi rzucił kozikiem i Walsemore przeczytał: ,,czas do roz**erdzie**** was- 60 sekund''. Pokazał do Gri-Griemu i wyskoczyli z jego sklepu. I jak w filmach Jamesa Bonda, zetknęli się z ziemią z chwilą gdy sklep Gri-Griego wyleciał w powietrze. Walsemore spojrzał na Koziego i Caesara. Wyglądali jak tacy dwaj ziomale z sygnaturki Wandiego
-O nie! Radości mojego życia! Nie ma cię! Pomszczę cię!- krzyczał Gri-Gri, który z zaciśniętą pięścią biegł na Caesara i Koziego
Walsemore próbował go zatrzymać, ale Gri-Gri wyrywał się dalej. Kozi wziął zamach i rzucił kozikiem, ale na szczęście trafił w pobliski słup telefoniczny i pocisk przeżarł go na wylot. To przemówiło do Gri-Griego i zaczął uciekać. Caesar strzelił kilka razy z kałacha, ale nie trafił
Po pół godziny Gri-Gri i Walsemore byli bezpieczni
Historia Dla Ziomali 1.3.1
-WRAUR- wrzeszczał Caesar ile sił w gardle, lecz nic to nie dało
-To nic nie da- wyrzekł smutno Kozi- uczcijmy pamięć wszystkich poległych browarów, które nie ujrzały naszego gardła, godziną ciszy
Caesar z Kozim zdjęli czapki z głów. Z Koziego czapki posypało się 35 kozików, w tym jeden z minibombą wodorową w środku. Nastała cisza
Caesar myślał o Walsemorze. Ten człowiek zrujnował mu życie. Żymianin poczuł ciążący mu topór i rzucił go, zabijając czterech przechodniów. Chociaż czuł wylewającą się z niego wściekłość, umiał zachować się w tak strasznej żałobie. Wydawało mu się, że Gri-Gri to jego przyjaciel, jednakże zdradził go dla niego. Walsemore- osoba, która musi zginąć za niewybaczalną winę. Nie miał browarów, nie mógł żyć
-Hej, dałnie, godzina już minęła- to Kozi naoływał Caesara
-Hmmpfmpff? A, już idę. W imię wódki, i piwa, i spirytusu czystego. Promil- przeżegnał się Caesar
-To co robimy?
-Musimy ich odnaleźć za wszelką cenę
Kozi z Caesarem poszli polować na Walsemore'a. Przez ponad tydzień nic się nie działo, aż w końcu Kozi rzekł
-Pić mi się chce
-Zamknij japę! Mi też! Jam człowiek
-Panowie, tu macie coś do picia- zaczepił ich jakiś knypek, wręczając im butelkę z wodą
-Obrażasz mą cześć i honor!- wrzasnął Caesar, złapał gościa za bluzkę, podniósł go i rzucił jak najdalej
Caesar i Kozi czekali 15 sekund, aż usłyszeli głuche pacnięcie
-Lotem bliżej- mruknął Caesar
Szli przez godzinę, aż ujrzeli gościa z płaskostopiem twarzy w czarnej pelerynie, z czymśtam w ręce i biegnącego bardzo szybko. Z tego czegoś w ręce raz po raz leciało zielone światło. Caesar podstawił mu nogę i ten wyrżnął twarzą w glebę
-Po mieście się nie biega- mruknął do typa
-Kto śmie powstrzymywać niepokonanego Lorda Wielokąta?!- wrzeszczał gościu
-Ja. A bo co? Masz coś do mnie?- warczał Caaesar, zaciskając pięść
-Owszem! Zaraz was zniszczą moi śmieciożercy, bo nie mogę zalapmić sobie rąk!
-Nie możesz, racja. Wyglądają jakbyś właśnie przed chwilą obciągał Walse...
-CISZA- wrzasnął nagle Lordziu- zaraz wezwę swe sługi
Lordziu zaczął łapać powietrze niczym ryba wyciągnięta z wody i bekając na całe miasto mówił ,,czym prędzej przybywajcie i ich wyruchajcie[''
-Uhh, telekomunikacja polska strajkuje, a rozkazy trzeba wydawać- powiedział Wielokąt
Lecz Caesar też nałapał powietrza i wybekał ,,nie lećcie tu, srututu''
-No i co teraz, cwaniaczku- rzekł Caesar
-No nic... ja tędy tylko przechodziłem...
Kozi sobie coś przypomniał
-Ty jesteś od Harry'ego Pottera?
-No taa...
-Dawaj różdżkę
-Trzymaj, 12,18694 cala. Kupowałem w centymetrach, ale wiecie, wymogi Unii Europejkiej. Jesion. Rdzeń z jądra pingwina
-Ahh, czuć- Caesar poniuchał ją- to dlatego ma taką moc?
-Tak, Cae, nie bądź głupi. Jak to leciało? A, Avada Kedavra
Zielone światło zabiło Lordka
-Wyrzuć to, capi!- proponował Caesar
-Tak, tylko ją przełamę- Kozi z Caesarem zatkali sobie nosy i przełamali drewienko. Osoby wokół nich skręcały się ze smrodu i wyrzucili różdżkę pod gmach urzędu- oni i tak już śmierdzą, więc im już nic nie zaszkodzi
Kozi pokiwał głową i razem z Caesarem poszli dalej polować na Walsemore'a. Przez trzy dni nic się nie działo, aż nagle Caesar usłyszał wrzask
-Idź stąd, podły gówniarzu- krzyczała jakaś kobieta, wyrzucając jakiegoś zioma, chyba jego matka
Gościu podle dyszał, a Caesar do niego podszedł. Ziom obrzucił go podłym wzrokiem, zaś uwagę Koziego zwrócił jego podły ubiór. Popatrzyli w jego podłe oczy, aż on się odezwał podłym głosem
-Kim jesteście? Czego chcecie?- podle kręcił się w kółko
-Jesteśmy ziomami, którzy polują na Walsemore'a. Jam Kozi- wskazał na siebie- a to Caesar- wskazał w bok- chcemy piwa
-Hmm, dam wam dwa litry Żywca i pójdę z wami
-Dobra- Caesar ubił interes życia. Gdy ziom odszedł podłym krokiem, rzekł do Koziego- ale frajer
-Może i tak, ale zostanie z nami na wieczność
-ŻE CO?! O ile nas prędzej nie zdradzi
-On jest jak dziecko, na pewno nie. Mozę zastąpi nam Gri-Griego?
-Dobra, mam- rzekł ziom, brzęcząc za każdym krokiem
Caesar z Kozim nie czekali długo i rzucili się na niego, wydzierając mu butelki. Wypili wszystko i po pijaku zasnęli. Gdy się ocknęli, nadal był nad nimi ziomal, a noc rządziła na niebie
-Hmm, to gonimy go? Tego Walcodzień czy jak mu tam?- zapytał podle gościu
-No... hik... taak... hik... Tylko nie... hik... wiemy, gdzie go... hik... szukać- czkał Caesar
-Idźcie za mną, ja go znajdę- rzekł ziomal
-Ejj... hik... ale tak se... hik... przypomniałem, że... hik... nie przedstawiłeś się... hik... nam. Jak cię... hik... zwać?
-Ja nie mam żadnej ksywy
-Hmm, niech hik... będzie... hik... Podły, bo... hik... ogólnie jesteś... hik... podły
-E tam, mi to pasi- odrzekł Podły
Jak się później okazało, Podły był bardzo dobrym ziomalem. Swoje zadania wykonywał z ogromną ostrożnością. Caesar próbował coś z niego wyciągnąć, lecz Podły nadal zostawał podły i milczący. Bardzo szybko zaklimatyzował się u nich. Lecz gdy Podły pytał się o powody polowań na Walsemore'a, zawsze otrzymywał wymijającą odpowiedź
-Czego chcecie go ubić?
-Z powodu jego niewybaczalnej zbrodni- odpowiadał Caesar, a Podły milczał, gdyż wiedział, że niczego się nie dowie
Po wielu dniach marszu, Podły dowiedział się o wiele więcej o zwyczajach Caesara i Koziego. Nagle Żymianin zakrzyknął, gdy słońce chowało się za horyzontem
-WALSEMORE!- i wskazał palcem na trzech gości
-No tak! Oni se kogoś też poznali!
-DO ATAKU!
Caesar, Kozi i Podły z miarowym okrzykiem ,,łapa ciapa, łapa ciapa, hu, hu'' niegli w stronę Walsemore'a, Gri-Griego i zioma, obok którego, jak zauważyli, był malutki czarny smok. Walsemore złapał schiza, lecz ziom z Gri-Grim rzucili szkiełka po piwach przed siebie. Gdyż byli pomiędzy dwoma blokami, nic im nie groziło. Zaczęli się śmiać, a Caesar kipiał z gniewu. Wtem Kozi sięgnął gokieszeni i wyciągnął kozik opatrzony napisaem ,,na Walsemore;a''. Zapomniał, czym się on różni od innych i rzucił go w osobę, którą miał trafić. Walsemore śmiał się i nie ujrzał pocisku, który uderzył w łydkę. Zasyczał z bólu, dał znaki ręką i zaczęli uciekać. Caesar nałapał powietrza i poprzez bekanie wrzeszczał ,,stóój!'', lecz oni nie mieli najmniejszego zamiaru posłuchać rozkazu. Moc, z jaką zakrzyknął, wybiła szyby, które za chwilę miały ich pociąć na plasterki sprzedawane w biedronce za 10 zł/kg (polecam, bardzo dobre). Wszyscy zaczęli uciekać czym prędzej od tej śmierci. Podły chwycił skuter, na który wleźli Kozi i Caesar, spychając prawowitego zdobywcę. On zaś ukradł rowerek dziecięcy, dodał gazu i uciekł w ostatniej chwili od gradu szkła
-Teraz już wiem, co to znaczyło, że bycie z wami jest niebezpieczne- mówił Podły, gdy wyrżnął glebę, potykając się o srebrny pierścień
-No taa, chyba to jasne, nie?- zapytał Caesar, przejeżdżając po dłoni Podłego
-Nie
-No to trudno- powiedział Kozi, otrzepując się z kurzu
-Ejj, czym go rzuciłeś?- zapytał Podły, jak zwykle przez zaciśnięte zęby i grubym głosem
-Kozikiem
-No to jest jasne, ale jakim?- Caesar spojrzał na niego nerwowo
-E?- Kozi nic nei pamiętał, lecz gdy Caesar zacisnął pięść od razu odświeżyła mu się pamięć- a no tak! Jak szedłem... znaczy się jak szłem przez las, to spotkałem Dona Pedro. Siedział w fotelu i popijał Neskafe Pink. Po chwili przyjechali senatorowie i go zasztyletowali. Cośtam krzyczeli o GPS-ie i se kozika z tym systemem zbudowałem. Rzucasz w gościa i masz siebie i jego na takim ekraniku... hmm... zara... gdzie ja go mam?- Kozi przerzucił ubranie i wyleciało 183 kozików. W końcu znalazł stolec i z uśmiechem satysfakcji podniósł go w górę- oto on
-E? Orginalne, nawet jak na ciebie- powiedzieli Caesar i Podły, wytrzeszczając gały
-No ale żeby wrógł dotarł do środka, musi zjeść osłonę, po czym umrze. Zaś miu wystarczy ścisnąć to w dłoni- mówiąc to, Kozi nacisnął na gluta. Uniósł się w górę smród, na który Caesar i Podły zatkali sobie nosy, a Kozi po prostu stał i nic nie robił. o chwili miał w ręku ekranik wielkości pięści- Ha! Mamy go! Takim zabezpieczeniom nikt się nie oprze, co nie?
-Fak, szczfólnie mfy- mówili przez zaciśnięte nosy Caesar i Podły
Lecz Kozi ich nie słuchał. Włączył monitor, na którym pokazał się napis ,,Koziki SA'' i logo będące dwoma czarnymi, skrzyżowanymi kozikami, a na dole motto ,,koziki dopełnią zemsty''. Po chwili pojawiła się naga blondynka, na którą Kozi popatrzył przez chwilę. Kliknął i pojawiła się mapka z dwoma kozikami, które ostrzami wskazywały dwa miejsca. Niebieski był opatrzony napisem ,,ja'', a czerwony napisem ,,nein''. Niebieski stał w miejscu, a czerwony szybko się posuwał
-Ten niebieski to ja, a czerwony to Walsemore- wytłumaczył Kozi, a Caesar zadyszał
-Hoh, ten Walsemocno szybko zasuwa- stwierdził Podły
-No taa, ale wiemy przynajmniej gdzie on jest- stwierdził Caesar
Poszli razem w kierunku ostrza zcerwonego kozika. Monitor był napędzany na bzdry, więc nie było się co martwić, że bateria padnie. Była zawsze na maksimum mocy
Lecz pojawił się pewien wielki problem, który nie tak łatwo dał się rozwiązać. Caesarowi, Koziemu i Podłemu brakowało podstawowej substancji niezbędnej do życia. Walsemore, Gri-Gri i ten koleś wybierali trasę bez sklepów, gdyż oni nie martwili się o piwo, ponieważ Gri-Gri potrafił je wyprodukować zawsze i wszędzie w dużych ilościach. Zaś Caesar, Kozi i Podły nie mieli Gri-Griego. Ten ostatni był na tyle podły, że wrabiał ludzi na browary, ale często nikogo nie było. Pewnego dnia szli przez wieś Browary Duże. Umierali z pragnienia, a sklepów ni widu. W końcu zobaczyli rolnika, którego Podły miał oszukać na piwo
-Rolnika los to twój los- podśpo=iwywał sobie, cięgnąc z butelki, którą po chwili postawił na ziemię.
-Przepraszam pana bardzo, ale...- zaczął Podły
-Zamknij się fówniarzu- rolnik chwycił widły, wycelował w Podłego i dźgnął stóg siana, który podniósł do góry- głosuj na Leppera, będzie dobrze jak chol...- wtedy niechcący potrącił nogą butelkę piwa, która się wylała po uprzednim przewróceniu- o żesz kur**!
-NIEE!- zakrzyknął Caesar z Kozim, którzy siedzieli niedaleko
Caesar chwycił za widły, a Kozi wyciągał coraz to okropniejsze koziki, zaś Podły wyciągnął swój sztylet. Wszyscy rzucili się na rolnika. Nie wiedział o co im chodzi, gdy Caesar...
Z powodu drastyczności tej sceny, przedstawimy materiał poświęcony Augustowi II Mocnemu
Jak wiadomo, był przedprzedprzedostatnim królem rządzącym I RP. Skurczybyk wkopał Polskę jak h** w układ z kacapami. Te rosyjskie gnojki niszczyły Polskę podczas gdy on zjął się przyrostem naturalnym. Wedle źródeł historycznych robił to z każdą magnatką, a ponieważ nie znali w tych czasach prezerwatyw, miał 356 nieślubnych dzieci. Udowodniono mu to poprzez badania DNA, lecz przyznał się tylko do 11. Jego syn gdy objął rządy zrobił bibę największą w Europie, a ponieważ za dużo wypił, za dużo wydał i gdy przedstawiono mu rachunek, zemdlał. Ktoś musiał płacić i obarczono państwo, a gdy przyszli z ZUSu do niego, przedstawiono mu jego długi i od tej pory go pilnowano
Po dwóch godzinach Caesar, Kozi i Podły wyszli z browarami domowej roboty, zostawiając martwego gospodarza. Podzielili mniej więcej po równo swoje alkohole, przy czym Caesar dostał najwięcej, a Podły najmniej, i zasnęli przy moście
Następnego dnia obudzili się w o wiele lepszym humorze niż 24h temu. Spojrzeli na ekranik i już wiedzieli gdzie iść. Po piętnastu minutach doszli do jakiegoś miasta. Szli po mieście aż zobaczyli woelkie zbiorowisko ludzi wokół jakiegoś podestu. Caesar obrzucił cały ten widok smętnym wzrokiem i nic go nie poruszyło, zwłaszcza że nie widział zawartości podestu. W ostatniej chwili ujrzał wielką tablicę z napisem ,,Alkochole''. W Caesara mózgu dźwignia ,,swobodne myślenie'' przeszła na wył., a dźwignia ,,podstawy'' na wł. U innych tak samo. Przedzierali się przez tłum, w oczach mając tylko ten napis. W końcu wleźli na podest i potrącili jakiegoś typa
-Jak śmiesz?!
-Śmieć...- odparł Caesar bewyrazowym głosem
-E no, siema- Podły wrócił na ziemię
-Obrażasz ostatniego rycerza Niedaj!
-Uhh, bądź człowiekiem. Oni widzą piwo
-Nie można mnie obrażać!- gościu wyciągnął miecz świetlny i omal nie przyciął Podłemu twarzy, który zrobił unik w ostatniej chwili
-Spokojnie ziomal! Dołącz się do nas, fajne rzeczy odwalamy, i zapomnij o urazach
-Dobrze. Daj mi litr piwa i będzie w porzo
Podły wytrzeszczył gały i wyrwał gościowi miecz. Zamachnął się i uciął mu włoski postawione na żel
-Cofam swe słowa...- odparł ziomal z przestrachem w oczach- oddaj mi miecz, a zgodzę się na twoje warunki
Podły bez słowa oddał mu miecz i poszli we dwóch śladami Caesara i Koziego. W sklepie widać było, że nakupili tylko dla trzech
-Przywilej dnia pierwszego- Podły wyszczerzył zęby i otworzył swoje piwo
-Ejj- sapnął nagle Caesar- ziomal, dajże no cztery złote, bo nie mam. Oddam- Podły uśmiechnął się w duchu gdyż wiedział, jak będzie naprawdę
-Jak śmiesz?!- zakrzyknął ziomal- jestem rycerzem Niedaj i to mówi samo za siebie
-Uhh, no niech ci będzie, tylko nie drzyj tak tej japy
-No taa- ziomal zwrócił się do kasjera- pięć piw, proszę
-ŻĘ CO?!- wrzasnęli równocześnie Caesar, Kozi i Podły
-A no tak. Jak tylko machasz przed widownią mieczem, to oni płacą ci za bilet.
Kozi nie zastanawiał się długo i wyrwał ziomalowi miecz. Caesar też spróbował, ale nie zdążył i uderzył Koziego pięścią. Ten zaś wyciągnął standardowego okzika i rzucił nim w udo bnapastnika, a potem wyrwał mu miecz z którym zaczął uciekać, ale Podły podstawił mu nogę i zdobył miecz, z którym poszedł na podest i zrobił przedstawienie z biletem za 2 złote. Po pół godziny wrócił ze skrzynką forsy
-Piętnaście piw poproszę- zwrócił się do kasjera, a potem do przyjaciół- dla mnie 7, dla Caesara i Koziego po 4, a dla ciebie- Podły uśmiechnął się- nic
-Hoh- odrzekł ziomal
-Fajnie- powiedzieli Caesar i Kozi
-Ejj- zaczepił ziomala Podły, gdy wychodzili ze sklepu- ty się nam jeszcze nie przedstawiłeś
-Jam rycerz Niedaj- ziomal stwierdził, że potrzeba konkretów, gdy Podły strzelił palcami- a konkretnie Jedik
-A Jedik, kiełbacho ty moja- zakrzyknęli wszyscy radośnie i uściskali go
Cała czwórka wyszła ze sklepu i wypili, tradycynie pod mostem wszystkie swoje piwa, po czym zasnęli
Następnego dnia po obudzeniu się sprawdzili pozycję Walsemore'a i, idąc w jego kierunku, rozpowiadali sobie o swoich przygodach
-Ale ja ci mówię jaki Caesar ma głos- mówił podniecony Kozi, a Caesar się uśmiechnął- normalnie słychać go przez kilka kilometrów, a bloki walą się... w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu,,, jakby były z drewnianych klocków
-No taa, jak akurat kilka dni temu słuchałem piosenek dody to mnie coś odrzuciło- powiedział Jedik
-A ja wtedy taką stronę sex.pl odwiedzałem, no jak co dzień, i wpisywałem hasło, to złą cyfrę wstawiłem i mojemu sądiadowi stuletniemu doładowałem- powiedział jakiś facet
-A widzicie jaki ze mnie kozak? Hę? Hę?
Po uprzednim strzeleniu mu w zęby Podły kopnął faceta. Caesar złapał się za wargi i nic już się nie odzywał. Teraz Kozi zabrał głos i opowiadał o okziku z systemem GPS
-No ja wam mówię, ta osłonkato była moja robota. Do jej stworzenia nabrałem weny gdy zjadłem pięcioletniego kotleta schabowego z jajkiem z biedronki. Nie wiedziałem czemu, ale pobiegłem do klopa. Przeszło mi gdy złapałem Xennę Extra. Wtedy z produktów przemiany materii zbudowałem tę osłonę
-Lepiej było tego nie wiedzieć- Podły z Caesarem po wypowiedzeniu tych słów wyrzygali się na ziemię, a Jedika nie było przy tym ekraniku i go to nie ruszało
Po kilku godzinach marszu wszyscy położyli się przy sklepie piwnym i zasnęli. Następnego dnia rozpoznali pozycję Walsemore'a i poszli jego śladem
-Pić mi się chce- powiedział Jedik
-Mi też- odpowiedzieli wszyscy naraz
-O, jest miasto! Zaraz dam tam występ i będzie piwo. Ja pójdę, a wy tu zostaniecie
-Dobra
Jedik poleciał na jednej nodze do centrum miasta, Caesar zaczął dłubać wykałaczką w zębach, Kozi zrobił generalny przegląd kozików, a Podły chodził w te i we wtw. W końcu klasnął w dłonie i powiedział
-Mamy piwo, a raczej będziemy mieli, a co z papierosami?
Caesar wytrzeszczył gały i strasznie się zdziwił. Przez takiego niedorozwiniętego Walsemore'a stracił on rodzinę, a przede wszystkim chęć zaspokajania potrzeb. Jak tak on mógł?
I wtedy dopiero uświadomił sobie ile stracił. Już nie ma drugiego poziomu w GunZie, już nie ma Gri-Griego i jego sklepu, już nie zapyta się ojca czy współpracował z SB
-Caesar? Caesar! Dobrze się czujesz? Coś niewyraźnie dziś wyglądasz- mówił Kozi
-A tak, tak. Już mi lepiej
Caesar patrzył smętnym wzrokiem w niebo. Gdzieśtam daleko, na ziemii, leci sobie Walsemore w pełnym strachu przed nim
-To ja już uciekam- powiedział Podły i poszedł do sklepu
Caesarowi wydawało się teraz że jedyną jego misją jest zabić Walsemore'a. Mają jego współrzędne, więc trzeba tylko przyspieszyć i jest na wyciągnięcie dłoni. I co będzie dalej? Bitwa. Kozi ma koziki, Podły sztylet, Jedik miecz świetlny, a Caesar... ba, pistolety i karabiny. Jednym słowem, Walsemore musi polec
-No dobra, mam- zakrzyknął Podły wychodząc ze sklepu i widać było, że pod kurtką ma paczki z papierosami
Lecz nagle dało się słyszeć równomierne dudnienie po ziemii. Wszyscy obejrzeli się w stronę dźwięku i zobaczyli biegnącego Jedika
-O, jak tam występ? Udał się?- zagadał Kozi
-Nie... żartuj sobie- Jedik miał duże trudności z mówiebniem, bo strasznie sapał- ma ktoś może baterie, bo mi padły?- powiedział i pokazał swój miecz świetlny, który stracił swój blask
-E no, nie za bardzo, ale pójdę do sklepu i kupię- powiedział Podły i ruszył w kierunku sklepu
-Nie, to nie o to chodzi- Jedik go zatrzymał ramieniem- moi yyy... fani niegną za mną i nie są zbyt zadowoleni
-A co, miecz padł?- zapytał Caesar
-No taa, a na dodatek sztuczka z kiełbasą nie wyszła. Nie wiem cze... CAESAR- wrzasnął Jedik, gdy Caeasr zwrócił swe oczy ku niebiosom
-Ee... no... bo ona była taka smaczna- tłumaczył się z głupim uśmiechem na ustach
-Niee no, zeżarł mi magiczną kiełbasę
Nagle lamenty Jedika zostały zagłuszone przez narastające dudnienie wielu stóp. Następnie oczom Koziego, Caesara, Podłego i Jedika ukazał się tłum ludzi z tasakami w rękach. Rycerz Niedaj wysłał znaki rękoma o tym, że będzie uciekać. Wszyscy skinęli głowami i wtedy zalał ich tłum rozwścieczonych fanów
-Oddawaj mi moje dwa złote złodzieju, bo teraz brakuje mi na Mercedesa- krzyczał jeden fan
-Mercedes za dwa złote? Czekaj pan- Caesar zatrzymał tego gościa- masz tu cztery złote i kup mi też- Caesar wcisnął gościowi w łapę dwie dwuzłotówki
-O dzięki ziomal- odpowiedział typu i pobiegł do salonu Mercedesa
-Nie ma to jak spełnić diobry uczynek- westchnął Kozi
Jedik uciekał przed całym miastem, a oni się tym nie przejmowali. Jedynie Podły przejął się losem przyjaciela. Zostawił wszystkie paczki szlugów, za wyjątkiem jednej, Caesarowi i Koziemu. Ukradł oryginalny megafon z pobliskiego bazaru i wbiegł na jakiś wieżowiec. Tam zaczął przemawiać przez megafon
-Ludzie! Patrzta tutaj!
Podły wyciągnął paczkę szlugów i rzucił ją na ziemię. Zaś wszyscy goniący Jedika odwrócili się i rzucili się na paczkę papierosów. W ruch poszły tasaki. Kilka osób zginęło
-Dzięki, o dzięki ci mistrzu- Jedik padł do stóp Podłego, gdy ten już zszedł z budynku
-Drobiazg
-Ejj, dobra, zmywajmy się stąd zanim uświadomią sobie z powrotem moje istnienie- powiedział Jedik i wszyscy przytaknęli
Po pół godziny nasi bohaterowie wyszli z mista. Caesar uświadomił sobie stratę czterech złotych i chciał wracać po należne mu auto, lecz Kozi go powstrzymał. Upewnili się, że Walsemore śpi i sami zasnęli w pobliskim rowie
Następnego dnia wszyscy obudzili się w świetnym humorze, tylko Caesar był markotny z powodu utraty Mercedesa. Kozi znów gadał o swoim koziku z GPSem
-Panowie sneatorowie zasztyletowali biednego Dona Pedro- mówił władca kozików
-Te, a jak wiem, to senatorowie zasztyletowali ci ojca- zwrócił się Jedik doCaeara
-No by nie było, w 44 roku przed Chrystusem- odparł Caesar
-A czy jesteś dumny ze swojego przodka?
-Hmm, raczej...
Dalsze słowa Caesara zostały zagłuszone przez ryk silnika. Wszyscy obejrzeli się i ujrzeli vana. Koziemu wydawało się, że ujrzał znajomą mu twarz za szybą pojazdu, lecz po chwili została zasłonięta przez ogromną białą flagę. Caesar już się ucieszył, że to Walsemore chce podpisać traktat pokojowy i Żymianin wyciągnął kałacha. W ślad za nim Podły dobył sztyletu, Jedik miecza świetlnego, a Kozi kozika z kozim bobkiem. Wtedy zza szyby pojawiła się ręka z zaciśniętym kciukiem, środkowym i serdecznym palcem. Rozległ się okrzyk:
-AVE SATAN!
Koziemu ten głos też wydawał się mu być skądś znajomy. Bez wątpienia van jedchał do nich pomimo tego, że miał całą szybę zsłoniętą białą flagą poddania.
Wszyscy stanęli w bezruchu. Po piętnastu minutach van nareszcie do nich dojechał i się zatrzymał. Każdy w geście serdecznego powitania wyciągnął broń, którą akurat miał pod ręką. Po chwili drzwi się otworzyły i Caesar, Kozi, Jedik i Podły warknęli na kierowcę
-No jak wy witacie przyjaciela?
To był Ribben. Ich stary, koch... ulubiony (oni nie są gejami) Ribben. Ten ich przyjaciel, pomocnik, donosiciel
-Ribben? To ty?- Caesar wytrzeszczyół gały
-Nie, no co ty. Jam twoja stara- na te słowa Caesar wzdrygnął się i odskoczył- uhh, no taa, Ribben
-Siema Ribben- zakrzyknął Kozi
-A to kto?- Ribben wskazał palcem na Podłego
-Twój następca, Podły- Kozi wskazał na Jedika- a to koleś, który nigdy nic nie daje, ostatni rycerz Niedaj, Jedik
-Miło mi was poznać- Ribben uścisnął wszystkim dłonie
-Tyle czasu cię nie było, a tu tak nagle...- westchnął Caesar
-Bo nie wiedziałem komu pomóc: wam czy Walsemore'owi. Każdy miał w tych sprawach swoją winę i swoją rację. Myślałem cały czas kogo poprzeć. Aż w końcu przez Siedlce przejeżdżał Donald Mózg i zyskiwał wyborców. Mówił, że będzie robił z ludźmi i dla ludzi. Nie powiedział dokładnie CO, ale chyba chodziło mu o działanie. A ponieważ ja też jestem człowiekiem to poszedłem do niego z moim problemem. I on znalazł świetne jak dla mnie rozwiązanie
-Jakie?
-Genialne- Ribben nabrał ochoty do tłumaczenia, gdy poczuł, że Caesar dyszy- jeden dzień jestem u was, jeden u nich
-Że zmieniasz front co dzień, tak?- zapytał ze zdziwieniem Kozi
-No taa, genialne w swej prostocie, nie?
-Y, no nie za bardzo. A jak nas znalazłeś?- zapytał Podły
-Po pustych butelkach głownie, ale raz to mi jeszcze pomogło to beknięcie
-Ale przecież nie tylko my pijemy, prawie wszyscy piją
-Wy macie swój styl, który jest jedyny w swoim rodzaju. Jedik i Podły prawie mnie zmylili, ale im się nie dałem. Obczaiłem, że was jest więcej. I jakoś tak do Walsemore'a doszedłem, a teraz i do was
-A tak w ogóle to skąd wiesz o tym incydencie?
-No wiesz, Caesar nie zachowywał się zbyt cicho
-A no to spoko. Walniemy sobie po piwku i po papierosku, a potem idziemy spać- zarządził Kozi i wszyscy się zgodzili
Podły podle obrobił sklep i dał wszystkim należytą działkę. Po spożytkowaniu wszyscy zasnęli pod obrobionym sklepem. Równo o północy Caesar usłyszał, że ktoś wstaje. Po chwili Ribben strzelił mu w zęby i uciekł. ,,Zmiana frontu''- pomyślał Caesar i zasnął, a śniło mu się, że przypala Walsemore'a żelazem
Następnego dnia wszyscy wstali w pozytywnym humorze. Ruszyli w drogę i ujrzeli vana, którym rzpyjechał Ribben. Caesar wsiadł do niego i ujrzał kluczyki w stacyjce, a na miejscu pasażera stojącego gościa
-Elo- przywitał go pasażer
-Y? Co ty tu robisz?- zapytał Caesar
-No w końcu to mój van. Słyszałem, że chcecie kogoś zabić. Chcę się do was przyłączyć
-Heh. A umiesz lub masz coś specjalnego?
-Ha! Czego ja nie umiem! Potrafię wpierniczyć 15 surowych jajek w dwie sekundy, potrafię bić się z kimś będąc odwróconym do niego plecami, umiem spakować plecak w plecak i tak w nieskończoność. Niestety chodzę tylko w cztery strony świata i na dodatek z tą samą szybkością
-Huh- zdziwił się Caesar- przyjmuję Cię, jesteś dość oryginalny. Jako że jesteś władcą vana nazwiemy cię Vanem
-E no, może być- odparł Van
-Te a czemu cały czas stałeś w tym vanie?- zapytał Kozi
-Te drzwi nie pozwalały mi wyjść
-Dobra, polujemy na...- Caesar przedstawił sprawę i razem z Jedikiem, Kozim i Podłym wlazł do vana
Pojazd pruł bardzo szybko. Caesar nie wątpił, że złapią Walsemore'a. Po całym dniu jady nakupili piwa. Van wypił swoją działkę nadstawiając tylko swoje wargi i wydając odgłos ,,ahh...''. Po godzinie wszyscy zasnęli pod sklepem, a Caesarowi śniło się, że rozciągał Walsemore'a końmi.
Historia Dla Ziomali 1.3.2
Gri-Gri i Walsemore z trudem łapali oddech. Cudem uciekli od śmierci w sklepie będącym własnością tego pierwszego. Walsemore dobrzw eidział, że Caesar i Kozi się nie patyczkują. Zamierzają go zabić przy pierwszej lepszej okazji, a Gri-Griego przeciągną na swoją stronę
-Mój sklep, buu, chlip!~- szlochał Gri-Gri- mój sklep!
-No ja nic nie poradzę. Uciekajmy stąd czym prędzej, bo i my podzielimy los twojego sklepu- zarządził Walsemore, a Gri-Gri przytaknął
-No dobra, ale wiesz dokąd będziemy uciekać?- spytał Gri-Gri
-Na zachód- odpowiedział bez namysłu Walsemore
-Ale to za dużo zachodu będzie uciekać na zachód. Nie lepiej na wschód?
-Nie
-Dlaczego?
-No bo tak a nie inaczej
Gri-Gri przymknął się, gdy wyczuł w głosie Walsemore'a nutkę gniewu. Po chwili ten drugi rzekł
-Na wschód za długo nie pouciekamy, bo granica jest
-A może na południe? W górach się ukryjemy
-Caesar i Kozi- powiedział Walsemore i starczyło
-Na północ?
-Jarek i Leszek- na te słowa wzdrygnął się i Walsemore
-Nie wypowiadaj ich imion
-Dobra, sam-wiesz-o-kim-mowa tak może być?
-Taa, polecę po kompas- powiedział Gri-Gri i poleciał do sklepu
Wrócił po kilku minutach z kompasem i jakimś gościem
-Co to za h...- zaczął Walsemore, lecz Gri-Gri go zatrzymał
-Patrz, o tam tam, widzisz? UFO!- Gri-Gri wskazywał palcem na nocne niebo
-Te, ale tu nie widać ni hu...- powiedział Walsemore, lecz Gri-Gri walnął go z łokcia w bebzon
Niebo, by nie było, dzisiaj prezentowało się wyjątkowo pięknie. Nawet Caesar, tak niebezpieczny i z czterometrowym toporem w ręku, musiał ujrzeć to piękno. Wszędzie świeciły się gwiazdy i lampy, ale nie było żadnego obiektu latającego
-Widzisz, o tam o!
-ŁAA- wrzeszczał gościu, łapiąc się za twarz- UFO! KOSMICI! APOKALIPSA! DZIEŃ SĄDU!
Gościu krzyczał ile sił w płucach i padł na twarz. Po chwili zaczął biegać i wrzeszczeć o Sądzie Ostatecznym wszystkim niezbyt już trzeźwym przechodniom. Gri-Gri stał w miejscu , podrzucając kompasem i uśmiechając się
-UFO?- zapytał z niedowierzeniem Walsemore
-Taki stary chwyt. Jak byłem mały to mnie babcia na to wkręciła. Trzeba być bardzo naiwnym, by dać się na to wrobić. Tam nic nie było. Fajne, nie?
-E, no tak jakby
Walsemore usłyszał jak ktoś z donośnym okrzykiem skacze do wody. Najbliższy zbiornik, który dawał taką możliwość, był Sadzawką Nietrzeźwą. Walsemore ostatnio wpuścił tam z mamą 10 piranii amazońskich, które zeżarły wszystkie rybki w akwarium. Było ich 11, ale jedna zdechła gdy zjadła gluta płynącego za gupikiem. Wkręcił ich sprzedawca, że to są paletki roślinożerne. Jak się później okazało, walony rusek miał 81 promilów we krwi
Wracając do chwili obecnej, Walsemore ujrzał biegnącą do Sadzawki grupę ludzi z palącymi się włosami. Ogniem oświetlili wodę, w której pływały kości po tym gościu. Wszyscy na ten widok krzyknęli
-APOKALIPSA- i przyjechała ciężarówka, która potrąciła ich do wody
-Życie bywa okrutne...- westchnął Gri-Gri
-Nom, i dlatego zawsze upominałem matkę, żeby była mniej pobożna
Gri-Gri i Walsemore zaczęli iść miarowym krokiem na zachód. Nagle spod jesiennej kurtki tego pierwszego wyleciało kilka gazet
-Ukradłeś to w sklepie?- zapytał retorycznie Walsemore
-Um... umcy... e... no taak. ,,Rzeczpospolita- wiesz dobrze o Ziobrze''- odpowiedział Gri-Gri
-Mogę zobaczyć?- Walsemore nadepnął na jedną z gazet podnoszonych przez Gri-Griego i przeczytał tytuł na głos- Playboy
-Takie czasopismo o grach. ,,Play'' to po angielsku ,,grać''. wiedziałeś o tym?
-E, to daj. Pisałem do nich, żeby coś o LFie dali- Walsemore otworzył na chybił trafił i zobaczył nagą brunetkę- ładne mi gry
-No taka gra jest- powiedziqał Gri-Gri
-Ehh, wywal to. Później śnią ci się jakieś sny
-Ani mi się śni. Trzymaj swojego nosa z dala od tych gazet
Walsemore znalazł gdzieś niedaleko dwa mięciutkie łóżka. Gdy obydwaj położyli się spać, Gri-Gri od razu zasnął. Gadał przez sen ,,ół, je, tak, mocniej o o'' jęcząc przy tym i powtarzając rzut całym ciałem do przodu i do tyłu. Walsemore udawał że tego nie widzi i nie słyszy, ale po pół godziny zaczęło go to wkurzać i po wstaniu ze swego łóżka kopnął Gri-Griego w dupę. Walsemore odwrócił się do swojego łoża, gdy jego ziom powiedział ,,ostra jesteś!''. Walsemore zemdlał i padł na swoje łóżko. ,,Z kim ja się zadaję?''- to była jego ostatnia myśl tego dnia
Następnego ranka wstał w miarę dobrym nastroju, ale strasznie go suszyło. Po chwili uśmiechnął się sam do siebie- ot tak ine brałby ze sobą darmozjada. Ta maszynka do produkcji piwa nareszcie się do czegoś zda
-Wstawaj- rzekł Walsemore do śpiącego Gri-Griego
-Hrap, siu... hrap siu...
-Wstawaj!- powiedział głośno Walsemore
-Hrap, siu... mmm! Schabowy z ziemniakami! Hrap, siu...
-Wstawaj!- wrzasnął na całe miasto Walsemore
-Hłaap... przypiekł się
Walsemore stracił cierpliwość i trzasnął się w głowę. Zaczął trząsać, przewracać, rzucać o ziemię Gri-Grim, ale to nic nie dało
-Hrap... to jabłko się obiło, nie kupuj go
Walsemore wsadził Gri-Griego do wody, lecz on dalej spał. W końcu się zmęczył i przysiadł na ławeczce. Nagle naszła go złota myśl
-Gri-Gri- zaczął milutkim tonem- wstań, to ci dam Playboya
-Kiełbasa z musz... ŻE CO?- Gri-Gri wreszcie się obudził
-A no bo dam, tylko załatw mi cysternę piwa w pięć minut
Gri-Gri kiwnął porozumiewawczo głową z uśmiechem na ustach i z nadludzką prędkością zabrał się do pracy. Po chwili nadjechał z cysterną szeroką na całą ulicę
-No to dawaj!- zakrzyknął Gri-Gri zza kierownicy
-Sprawdzę tylko jakość
Walsemore zaszedł cysternę od tyłu i z małego kurka wlał w swój kubek złotą ciecz. Powiedział do Gri-Griego
-Pyszne, jak zawsze
-No to dawaj tego Playboya!
-Miałeś zadanie wykonać przed upływem pięciu minut
-No taa, i zrobiłem je w określonym czasie
-Niezupełnie- Walsemore wyciągnął stoper- zrobiłeś to w pięć minut, dwie sekundy i siedemdziesiąt cztery setnej sekundy
Gri-Griemu zakręciło się w głowie i zrobił krok do tyłu, lecz dzielnie stał na nogach
-Ja się chyba zabiję- mamrotał pod nosem
-Huh- Walsemore udał zamyślenie- no dobra, dam ci go...
Dalsze słowa zagłuszył Gri-Gri, który wpadł mu w ramiona z szerokim uśmiechem
-KOCHAM CIĘ!- zakrzyknął z całych sił Gri-Gri
-Spadaj ode mnie, gejuchu- Walsemore ze wstrętem do odrzucił- w zamian za to masz mi robić beczkę wina co dzień w nocy i masz tych pisemek nie czytać przed snem
-No dobra, dobra- Gri-Gri zmarkotniał- dawaj!
-Masz!- Walsemore dał mu gazetkę
-Ejj, ale ja tego skisiłem wczoraj
-A ja tobie skisiłem i teraz masz z powrotem
Gri-Gri powiedział coś pod nosem o niedokładnych umowach, ale dalej się przymknął i szedł na zachód. On i Walsemore mówili ze sobą o wszystkim, zwłaszcza o pogodzie. Po kilku godzinach Gri-Gri, po rozmowie o modzie i o dodzie, stwierdził
-Ja mam ze sobą tylko te ciuchy, które miałem założone w tym feralnym dniu. Ty też, jeśli się nie mylę. A to chyba nie wystarczy, no nie? Bo i tak prawdopodobnie nie wrócimy do Siedlec
-Um, hym- Walsemore myślał- e no, może do jakiegoś ciuchshopu wejdziemy i coś kupimy
Gri-Gri jakoś nie chciał wierzyć w genialność tego pomysłu, lecz jako tako go popierał
Pod koniec dnia, gdy słońce poszło do sklepu po piwo, a księżyc rządził na nieboskłonie, Gri-Gri i Walsemore doszli do centrum handlowego, gdzie mogli się przespać i ewentualnie kupić ciuchy. Chociaż Gri-Gri był sześć lat starszy, to wchodziły na niego ciuchy Walsemore'a
Gdy wchodzili do środka, ujrzeli gościa w bardzo drogich ciuchach, który siedział na ziemii, a obok niego leżała drewniana tabliczka. Walsemore, zaciekawiony tym zjawiskiem, podszedł do gościa i przeczytał napis ,,szukam ziomali, z którymi będzie ciekawie''. Zawołał Gri-Griego gestem ręki, który później też zapoznał się z treścią napisu. Gri-Gri kiwnął porozumiewawczo głową i Walsemore przemówił
-Obywatelu!
Z tegoż powodu, że interesował się polityką, doznał pewnego zakrzywienia osobowości. Po jakimśtam czasie chciał objąć tron prezydenta
Ziomal pospiesznie wstał, uśmiechnął się i powiedział
-Trzydzieści osiem. Czyżbyście chcieli mnie wziąć
-Hmm, no tak jakby
-O, to fajnie. Dawids jestem, przywódca poslkiego klanu grającego w LF2, Black Dragons
Po wypowiedzeniu dwóch ostatnich słów na poziomie klaty Dawidsa pojawił się obłok żółtawego dymu. Gri-Gri i Walsemore pomyśleli, że ich nowy ziom się spierdział i zatkali sobie nosy, lecz po chwili coś zaczęło się wyłaniać. Walsemore był pewny, że to browar, ale to była dość duża, czarna jaszczurka. Później dostrzegli piwo w jej łapce. Poci,ągnęła z niego porządny łyk i rzygnęła ogniem
-Przywilej szefa- powiedział Dawids z dzikim uśmiechem satychy
-E? No fajnie- rzekł oszołomiony Walsemore
-To jest czarny smok. Na wycieczce w Chinach go znalazłem jak ptóbował popełnić samobójstwo z rąk alkoholu
-I co było dalej?
-Nie dałem mu i wyrwałem jego piwo- Dawids klasnął trzy razy w dłonie i smok zniknął- jako przywódca klanu Czarnych Smoków mam do niego prawo
-A kto jest w BD?- zapytał Walsemore
-Jak to kto? Ja
-Fajny klan. Ejj...- Gri-Gri opowiedział Dawidsowi o kłopotach z Caesarem i o potrzebie ubrań. Nowy ziom nakupił im furę tanich ciuchów, a później zasnęli w kabinie cysterny na nowo zdobytej odzieży
Przez następny niecały tydzień Dawids klimatyzował się w drużynie. Jako jedyny nie pił piwa z boskiej cysterny, tylko kupował piwo w butelce. Puste flaszki miażdżył na drobne szkiełka, by później ochronić się przed Caesarem. Smok Dawidsa pojawiał się zawsze na wspomnienie klanu BD. Jak się później dowiedziano, znalazł go na wycieczce w dniu utworzenia klanu
Po sześciu dniach od tego wspaniałego spotkania Walsemore, Gri-Gri i Dawids szli pomiędzy dwoma wielkimi, szklanymi blokami. Nagle Walsemore usłyszał krzyk
-WALSEMORE!- to krzyczał Caesar i wskazał na niego
Widać było, że i on ma nowego zioma, który coś powiedział, ale Walse nie usłyszał
-DO ATAKU- wrzasnął Kozi w swej furii
Caesar, Kozi i ziomal z miarowym okrzykiem ,,łapa ciapa, łapa ciapa, hu, hu'' biegli w stronę Walsemore'a, Gri-Griego i Dawidsa. Walsemore złapał schiza, lecz Dawids z Gri-Grim rzucili szkiełka po piwach przed siebie. Gdyż byli pomiędzy dwoma blokami, nic im nie groziło. Zaczęli się śmiać, a Caesar kipiał z gniewu. Wtem Kozi sięgnął do kieszeni i wyciągnął kozik, który rzucił w Walsemore'a. On śmiał się i nie ujrzał pocisku, który uderzył w łydkę. Zasyczał z bólu, dał znaki ręką i zaczęli uciekać. Caesar nałapał powietrza i poprzez bekanie wrzeszczał ,,stóój'', lecz oni nie mieli najmniejszego zamiaru posłuchać rozkazu. Moc, z jaką zakrzyknął, wybiła szyby, które za chwilę miały ich pociąć na plasterki. Dawids przywołał smoka, którego pochwycił w pasie. Walsemore złapał się łydki Dawidsa, a Gri-Gri ręki Walsemore'a. I tak w tenże sposób we trzech uniknęli śmierci dzięki piętnastocentymetrowej jaszczurce będącą smokiem
Po dziesięciominutowym locie Dawids, Walsemore, Gri-Gri i bohaterski smok wylądowali na ziemii. Walsemore nie czuł isę najlepiej i dopiero teraz przypomniał sobie o wbitym koziku. Wykręcił się i ujrzał kilka zielonych i czerwonych lampek oraz jakieśtam bajery na rękojeści kozika. Gdy długo się wpatrywał, ujrzał niebieski napis: ,,gjepees''
-Gri-Gri- rzekł Walsemore- co to jesty o to w mojej łydce?
-Kozik
-Ale jakiś dziwny, nie? spójrz na ten napis. Ty na pewno wiesz o co chodzi.
Gri-Gri był uznawany przez Walsemore'a za osobę dobrze poinformowaną dzięki tym wszystkim pisenkom. Ale, by nie było, wiedział wszystko o co go pytano
-To jest Dżi Pi Es- Gri-Gri był uśmiechnięty
-E? Może trochę jaśniej?
-System do naprowadzania, znajdowania, itp, itd, twoja stara. Przykładowo zagłosowałeś na PO i sam-wiesz-o-kim-mowa się o tym dowiedział. Próbuje cię zabić, ale dobrze się ukrywasz. Wtedy namierza ciebie profesjonalnym DźPE, wie gdzie jesteś i po chwili leżysz martwy. W przypadku Koziego jest gorzej, bo nie musi cię namierzać, tylko od razu jakimśtam systemem cię znajduje
-Wie gdzie jestem dzięki temu kozikowi, ta?
-Dokładnie
-To weż to delikatnie wyciągnij
Gri-Gri kiwnął głową i kazał Walsemore'owi położyć się brzuchem do ziemii. Początkowo próbował wyciągnąć kozik jedną ręką, lecz nic to nie dało. Wziął dwie ręce i efekt był identyczny. Walsemore stękał, ale Gri-Gri nie dawał za wygraną i, po zakasaniu rękawów, stanął jedną nogą na łydce po lewej stronie kozika, a drugą po prawej stronie i pociągnął z całych sił, ale nic to nie dało, za wyjątkiem tego, że Walsemore swymi wrzaskami obudził całe miasto. Gri-Gri, cały zasapany, zszedł z operowanego. Otarł sobie czoło rękawem i rzekł
-Ni hu**
-Yh- stęknął Walsemore- jesteś delikatny niczym sam-wiesz-o-kim-mowa przy wypowiadaniu się o PO
-Ejj, może ja pomogę?- zgłosił Dawids?
-E no, dobra. Tylko DELIKATNIE- powiedział z naciskiem Walsemore
-No spoko
Gri-Gri spojrzał, jak Dawids sięga do swojego zielonego, malutkiego plecaczka. Po chwili odwrócił się w stronę zakozikowanego z metrową piłą mechaniczną. Jej głośne warczenie zagłuczyło nieludzkie wrzaski Walsemore'a mącące ciszę nocną. Dawids podszedł do operowanego i podniósł piłę błyszczącą srebrem na tle księżyca. Walsemore zrobił rachunek sumienia i przewodniczący Czarnych Smoków machnął piłą. Walsemore wrzasnął z bólu i po chwili obczaił, że Dawids nie rtafił. Następnie piła cicho świsnęła, Walsemore przeraźliwie krzyknął i część kozika wyleciała ku niebiosom
-Ja cię nawet nie drasnąłem- oburzył się Dawids
Walsemore nie odpowiadał. Leżał na ziemii i głęboko oddychał
-A, no to tak z przyzwyczajenia- wymamrotał cicho i wstał- czyli kozik z głowy, ta?
-Hmm, raczej.
Walsemore wpatrywał się w ten kawałek żelaza, który wystawał znad skóry. Wokół miejsca wbicia widać było krew wylaną przez Gri-Griego. Reszta kozika tkwiła w mięsie Walsemore'a. Uśmiechnął się, że jest już bezpieczny
Lecz po chwili w miejscu, gdzie przed momentem była odcięta część kozika, pojawił się mrok gorszy od mroku nocy. Po kilku sekundach zaczął zmieniać kolor na buiel malibu, potem na kolor kozika i po chwili wyrosły lampki. Kozik znów był kompletny
-No to mamy przesrane...- westchnął Dawids ze zdziwieniem i przerażeniem w głosie
-Dobra, śpijmy- zarządził Walsemore
-To jest istne wariactwo- powiedział Gri-Gri z oszołomieniem
-Ja Yeti. I trzy z tym. Jutro wznawiamy marsz- powiedział Walsemore i razem z ziomami położył się na ziemii
Śniło mu się, że goni go Caesar z kozikami w łapach. Krzyczał niesamowicie głośno, a on, Walsemore, ciągle potykał się o butelki piwa wypełnione kozikami. Po jakimśtam czasie padł na ziemię, a Caesar skoczył na niego z toporem, wziął zamach i...
-Walse? Walse? Twoja stara?- to mówił Gri-Gri, szturchając go w ramię
-Kolejny Harry Potter- warknął Dawids
-A co ja mam z nim wspólnego, oprócz tego, że mię i jego ściga jakiś wariat?- zapytał rozeźlony Walsemore
-Krzyczałeś przez sen- powiedział Gri-Gri i na chwilę zapadło milczenie
-A co dokładnie?
-Coś... e... no, o kaszanie
Walsemore za bardzo w to nie wierzył. Po chwili wstał na nogi i zaczęli ucieczkę. Cysterna już dawno została opróżniona, więc lecieli na piechotę. Walsemore starał zapomnieć o koziku, który i tak go za mocno nie bolał. Po prostu udawał, że go nie ma
Szli przez 4 godziny, 16 minut i 47 sekund, gdy nagle twarz Walsemore'a zmieniła radykalnie wyraz. Był jakby zdziwiony i przerażony równocześnie. Zatrzymał się nagle w miejscu i wpatrywał się w jeden punkt, jakby ujrzał zombie zachrzaniającego w jego mundurku szkolnym, który i trak dawno zalał atramentem
-Walsemore?- zapytał zdziwiony Gri-Gri
-Nie patrz tam!- brzmiała odpowiedź, lecz piwotwórca odchylał głowę, aby ujrzeć to coś za plecami Walsemore'a, ale on też gibał się we wszystkie mańki- Dawids pomóż
-Yhm
Walsemore z Dawidsem wykręcali się we wszystkie strony, aby Gri-Gri nie mógł zobaczyć tego, czego nie mógł zobaczyć. On zaś kiwał się na wszystkie strony bardzo szybko, ale to nic nie dało
-No pokażcie to coś!- krzyczał Gri-Gri, bijąc innych po ramionach
-Nie! Dawids!- krzyczał Walsemore
-Ku chwale BD!
-Pokażta!
-Nie!
-,,Sex shop''- Gri-Gri nareszcie to cos przeczytał
Walsemore wydał okrzyk przerażenia, a Dawids głęboko westchnął. Jego smok puścił chmurkę czarnego dymu, a Gri-Gri bąka z podniety
-No i o co wam chodziło?- zapytał
-Y... e... ela, ela... ambrela...- Walsemore myślał
-Myśleliśmy, że rzucisz się na ten sklep- przemówił Dawids
-A tak, tak! Wyrażenie naszej całej skomplikowanej misji ty w tak genialny sposób streściłeś. Jej powodzenie osądzało los ludzkości, gdyż...
-SILENCE! I'LL KILL YOU!- zaczął pierdzieć Gri-Gri- ja mam to w sercu, więc nie trzeba mi tam chodzić
Walsemore, Dawids i Gri-Gri szli przez cały dzień. W nocy ten trzeci wytworzył piwo i wszyscy pozasypiali
Następnego dnia zamierzali przejść na wylot ZOO, ponieważ gniewny wzrok Juliusza Caesara tam nie sięga, a on chyba zabija wzrokiem, jak stwierdził dawids, niczym Hydra Lernejska, a oni trzej nie mają ze sobą Brutusa na wszelki wypadek
Gdy szli spokojnie przez ZOO, uprzednio uczciwie ukradzione bilety z kasy zapewniły im spokój niczym po spotkaniu I stopnia z Caesarem, czyli w trakcie snu wieczystego, Walsemore cicho szepnął Dawidsowi do ucha
-Caesar
Rzeczywiście, niedaleko od nich szedł gościu w wieńcu z liści laurowych. Na jego widok małpy uciekały z przeraźliwym krzykiem. Walsemore, Gr-Gri i Dawids nie byli od nich gorsi i w tempie błyskawicy wskoczyli do klatki z tygrysami
-Jak wiadomo, człowiek pochodzi od małpy...
-Jak on tu nas znalazł?- zapytał Walsemore
-Nie wiem. Ciesz się, że nadal żyjesz- odpowiedział Gri-Gri
-Wyjątkiem od tej zasady jest minister edukacji oraz jego ojciec, którzy pochodzą od dinozaurów- mówił przewodnik
-Elo ludzie- doszedł do Walsemore'a nieznany głos zza pleców
Szukany Przez Caesara szybko się odwrócił i ujrzał gadającego tygrysa. Wytrzeszczył gały, lecz nic nie powiedział. W życiu widział już dziwniejsze rzeczy, np. myślącego Caesara
-Czy ja jestem jakiś dziwny?- zapytał tygrys
-Nie tak bardzo jak Caesar
-Miło mi. Tiger jestem
Lecz Walsemroe go za mocno nie słuchał. Ujrzał Caesara z niewielkiej odległości i jego wściekły wzrok. Walsemore uciekł za skałę, żeby nie zostać zauważonym
Napięcie rosło. Tak samo jak zagrożenie życia. Walsemore nie był pewny, czy jeszcze kiedykolwiek posmakuje piwa. Serce biło mu tak szybko, jakby miało dopełnić brakujące uderzenia. Nagle, wydawałoby się po wielu godzinach, Caesar krzyknął:
-Kur**! Nie ma go tutaj!
-Uhm, a ekranik wskazuje, że jest gdzieś bardzo blisko
-Argh!
Caesar wyciągnął karabin i w swej straszliwej furii zaczął strzelać we wszystkich przebywających akurat w ZOO
-Ejże, spokój downa!- szturchnął go Kozi, a Caesar zerknął na zegarek
-Oho, zaraz będzie ,,Moda na sukces''. Idziemy
Potrącając wiele trupów, Caesar, Kozi i ich dwaj ziomale wyszli z ZOO. Walsemore'owi serce omal nie pękło ze strachu. A więc życie zostało mu darowane
-Uhm- chrząknął Dawids- no taa, ale jak stąd wyjdziemy?
-Moja w tym głowa- powiedział Tiger i stanął na tylnich łapach
Dopiero teraz Walsemore, Gri-Gri i Dawids zauważyli suwak na futrze Tigera. Pociągnął za niego i oczom zebranych ukazał się rozczochrany blondyn
-Łot de ffak?- zapytał zdziwiony tygrys
-E? O co w tym chodzi?
-No bo jak podatki miałem zapłacić i kasy nie miałem, to mnie gonili helikopterami, czołgami, samolotami, maluchami i takimi tam. A najbliższa bezpieczna kryjówka znajduje się tutaj
Tiger wlazł na kraty i wyskoczył z klatki. Podszedł do martwego strażnika i wyjął klucz, dzięki któremu otworzył więzienie Walsemore'a, Gri-Griego i Dawidsa
-Dzięki ziomal
-Yhym, spokój. Nie ma za co
-Ależ jest- powiedział Gri-Gri
-Chodźmy stąd- zarządził Walsemore i wszyscy z nim poszli
-Nie przedstawiliście się- powiedział z naciskiem Tiger
-Uhm. No taa. Jestem Gri-Gri
-Ja Walsemore
-Wal-se-more- zapytał się Tiger
-Nie. To nie ma nic z waleniem spólnego. Jest rząd ssaków walenie. Ale to przypadek. A Walia to nie kraj, w którym każdy sobie... mniejsza z tym
-A ja jestem Dawids- ziom klasnął w dłonie trzy razy i pojawił się smok
-Chrupek!- zakrzyknął Tiger i w mgnieniu oka zeżarł smoka należącego do Dawids- beek! Lepszy by był z musztardą
Władca klanu Czarnych Smoków patrzył na to z niedowierzaniem, a potem zalał się łzami
-Buu! Chlip! Jak to... chlip... się staŁO?- szlochał Dawids
-Co się stało? Co się, co się, co się stało? Co się stało?- rzekł Tiger
-Nie... chlip... odchodzę od... chlip... BD. Klan... chlip... upada z powodu... chlip... braku członków- rzekł Dawids- Ty! Ty!- dyszał i odkręcił się w stronę Tigera, zaciskając pięść- a masz- i strzelił mu w czachę
Tiger zachwiał się na nogach, lecz stał dzielnie. Miał trochę oszołomiony wzrok, ale po chwili wznowiono marsz
-Szkoda, że BD się rozpadło- zagadał Walsemore
-No i co?- warknął Dawids
-Może spróbujesz je reaktywować?
-Nie twój interes- jeszcze raz warknął Dawids
-Pomogę ci!
-Niuchaj kloca
-No to dawaj- opwiedział Gri-Gri, zirytowany zachowaniem Dawidsa
-OK
Były przywódca klanu Czarnych Smoków stanął na chwilę w miejscu, jakby zastanawiając się nad czymś. Potem odwrócił się od wszystkich, ściągnął spodnie od ich strony i się wydalił. Niestety, nie było klocka, tylko wodnista maź
-Kur**! Przez tego psychola nabawiłem się rozwodnienia!
-Mowa była o klocku- powiedział Gri-Gri- a ty z zakładu się nie wywiązałeś
-Zupka!- krzyknął Tiger i rzucił się twarzą na niedoszły klocek Dawidsa i zaczął go komsumować
-Nie no! Ja nie chcę mieć z nim nic wspólnego!- krzyknął Dawids- ma ktoś papier? Bo nie będę tu tak stać z gołą du..., a na dodatek przeziębię sobie pęcherz
-Uhm... nie mamy- chrząknął Gri-Gri- chcieliśmy dzisiaj kupić, ale po wczorajszym nie wytrzeźwieliśmy i kupiliśmy Play... Rzeczpospolitą
-GRI-GRI, TY DZIADU- wrzasnął Walsemore
-A MNĄ TO SIĘ NIE PRZEJMUJECIE?!- ryknął Dawids
-Deserek!- krzyknął Tiger i zabrał się za odbyt Dawidsa
-NIEE! ZABIERZCIE GO ODE MNIE!- krzyknął Dawids
-I tak źle, i tak niedobrze- powiedział Walsemore
Dawids tego nie wytrzymał i trzepnął Tigera w łeb. On zaś zachwiał się, ale stał dalej
-No to masz przynajmniej czystą
-No taa, dzięki za wynalezienie pozytywów- powiedział Dawids, a Tiger spojrzał na zegarek
-Oho!- powiedział- za chwilę będzie wieczorynka, a dzisiaj ,,Tabaluga''. Ciekawe, czy w końcu pokona Arktosa? Chodźcie do mojego kolegi Runnera, który kradnie sąsiadowi kablówkę
-Runner? To chyba po angielsku biegacz, nie?- rzekł Walsemore, którego zdolności anglojęzyczne kładły wszystkich po kolei na ziemię
-No taa. Jest szybszy od konia pędzącego w trakcie burzy
-A nie od konia i od burzy?
-E, nie. Bo to specjalne burze wywoływane przez kosmitów
Nagle przed wszystkimi idącymi pojawił się biały obłok. Po chwili zmienił się w 2-metrowego człowieka w okularach i z czarnymi włosami
-Mówiliście coś o mnie? Jestem XPT
-XPT?! O... nie... ty... posrańcu- krzyknął Walsemore i trzepnął go ręką w klatę (wyżej ne sięgał)
XPT, chociaż był tak potężny, nie wytrzymał pięści o 30 cm niższego Walsemore'a i padł na ziemię
-To za tego osta!- powiedział Walsemore
Lecz po chwili XPT stał się chmurką i zniknął
-To kosmita. Jak wszyscy z władzy forum BF- wytłumaczył Tiger
Walsemore zaczął myśleć. Nie wiedział co go do tego skłoniło, ale myślał
Po dwóch godzinach marszu i trzech potknięciach się o własne nogi z mózgu Walsemore'a zaczęła wyłaniać się powoli myśl. ,,Przecież Gri-Gri na forum BF też jest...'' i tu zdolności mózgu Walsemore'a się skończyły
Niedługo potem wszyscy doszli do domu Runnera, który był w kształcie klocka
-Jeb, jeb, jeb!- zapukał do drzwi Tiger i po dwóch sekundach w drzwiach pojawił się Runner
-Elo Tiger. A co to za rzulle?
-Twoi starzy- powiedział Gri-Gri
-Twoi starzy nie mają dzieci
-Twoi sta...- chciał powiedzieć Gri-Gri, ale Walsemore trzepnął go w bebzon
-Jestem Walsemore, to Gri-Gri, a tamten to Dawids
-Trzydzieści osiem!- przywitał sie ten ostatni- gdzie masz kibel?
-Ep? No zara, o tam na wprost- Runner wskazał ręką
-O dziękii!- krzyknął Dawids i z szybkością błyskawicy doskoczył kibla. Po chwili wszyscy usłyszeli głośne ,,sruu!'' i westchnienie ulgi
-,,Tabaluga'' jest za chwilę- stwierdził Tiger
-No taa- westchnął Runner- tam masz telewizor
-O dzięki- Tiger po chwili siadł po turecku przed telewizorem i zaczął nasłuchiwać
-A was zapraszam na herbatę i herbatniki- Runner wepchnął gości do jadalni i zaczął parzyć herbatę
Pokój był zawieszony obrazami przedstawiającymi posrtacie z LF2, a z sufitu zwieszał się miecz Freeze'a. Na stole były wymalowane wszystkie bronie. Było milczenie, które przerywane było przez Dawidsa. W końcu ozwał się Walsemore
_Ten twój kolega jest jakiś dziwny
-No to nie jest człowiek. To produkt człekopodobny zrobiony przeze mnie
-Dziwnie się zachowuje- stwierdził Gri-Gri
-A to coś wam pokażę. Tiger!- zawołał Runner
-Y? Czego?- zapytał Tiger, a jego twórca wyszczerzył zęby- idź ty downie!

-Spadaj wieśniaro
-Twoje zabawki są 100 lat za murzynami
-Ale ty masz pedalski sweterek
-One nie nauczyły się etgo same. Nie ucz pogardy. Ucz tolerancji. Bo świat ma wiele odcieni
-To teraz wiecie, kto tę reklamę wymyślił
-Eah? O to chodziło?- zapytał Walsemore
-Ep? Y, nie- Runner się zmieszał- bo patrzcie- zacisnął pięść- jaki to bajer- i walnął Tigera w czachę
-Nivea. Usuń kwas na długi, długi zcas- powiedział Tiger
-Bicie w łeb zmienia mu osobowość
-kotlecik welcome to...
-Teraz nadaje reklamy
-Pstryk, pstryk, pstryk. Noca bilia...
-A teraz- Runner znów go walnął w łeb- polityk
-Drodzy rodacy! Jeb** Kaczorów, jeb** Tuska, jeb** Giertycha, jeb** niemców!
-O, fajnie- stwierdził Gri-Gri i upił łyczek herbaty
-Zniszczymy wszystko tak, żeby nie było niczego!
-A on ma coś w stylu własnej osobowości?- zapytał Walsemore i wypił herbatę do dna
-Zero tolerancji w szkole! Oryginalne irlandzkie mundurki wyprodukowane w Chinach!
-No taa- Runner zacisnął pięść- ale nie polecam- i uderzył Tigera w łeb
-Kur**, poj** jeb**e h**, piz**...
-Aha. Już wiem dlaczego- powiedział Walsemore i trzepnął Tigera w cymbał
-Ale on może również służyć jako odbiornik radiowy- powiedział Runner i wyciągnął rękę Tigera w górę i trzepnął go w łeb- niestety zazwyczaj łapie Radio Maryja
-Podajemy numer konta...
-Ale mam do tego korektę- Runner wyciągnął z szafki niemiecką czapeczkę ze swastyką- o!- i położył ją na głowie Tigera
-Ty też jesteś bogiem, tylok uświadom to sobie...
-O, to fajnie. A z czego jest ta herbata?- zapytał zachwycony Walsemore
-Leży to w tym, czym słyszysz- uśmiechnął się Runner
-Nie, to nie...
-Tak, tak, to właśnie to!
Walsemore pozieleniał na twarzy i poleciał do kibla. Lecz stamtąd wygonił go smród klocków i wrócił do jadalni, gdzie zżygał się na monitor. Uśmiech spełzł z twarzy Runnera
-Nikt nie będzie mi obrzydzał życia- powiedział Walsemore
-Uhm, no taa- rzekł Runner- Tiger miał mieć kilka rodzajów osobowości, ale niestety nie wyszło i się wszystko wymieszało- Runner ciepnął Tiegra w głowę- tryb względnego myślenia
-No dobra, fajnie. Chodźmy stąd, zanim Caesar nas znajdzie- wszyscy przytaknęli i wstalio z krzeseł, po czym poszli do Dawidsa
Ich ziom nadal siedział na kiblu i znalazł sobie zabawę polegającą na odkręcaniu zimnej wody, puszzcaniu kloca i zanim on doleci, trzeba zakręcić ciepłą wodę. Zachowywał się przy tym bardzo głośno
-Sruu! Kozak, nie?- zapytał Dawids, zadowolony z siebie
-E tam- Runner machnął ręką- żenada. Ja trzy razy mocniej biję
-Sruu! Sruu! Sruu! A widzisz?
-Huh. Masz wielką moc!
-Zaraz on rozwali kibel!- stwierdził Gri-Gri
-Nie rozwali- rzekł spokojnie Runner
-A zakład? O browara
-No dajesz
Dawids na chwilę przymilkł, a potem krzyczał
-Kame chame ame cha!
Wszyscy usłyszeli wielki huk i Dawids przebił ścianę od kibla, potem od chałup[y i na zasadzie odrzutu leciał bardzo długo. W każdym bądź razie, zniknął za horyzontem
-U, klasyka. Pełen szacun!- krzyknął Gri-Gri
-Sec, tylko sprawdzę kibel- Runner wszedł do toalety, rzucił okiem i wybiegł- ARGH! JAKI SMRÓD! UCIEKAMY! Ale zakład wygrałem ja! To był kibel z tytanu!
Wszyscy po chwili poczuli smród, a raczej odór, i, chcąc ratować życie, zazcęli uciekać. Walsemore biegł najwolniej, ale Gri-Gri go popychał. On zaś uciekał w miarę szybko. Tiger leciał w zadowalającym tempie. Ale najszybciej uciekał Runner, lecz on ciągle się potykał o własne nogi. Po piętnastu minutach wszyscy byli bezpieczni
-Podobno jesteś szybszy od konia- zwrócił się do Runnera Walsemore
-No taa, ale tylko wtedy, jak się nie potykam
-A kiedy się nie potykasz
-Jak nie jestem pijany
-A kiedy nie jesteś pijany?
-Ep? Nigdy
-To skąd ta pewność, że jesteś szybszy od konia w trakcie burzy wywołanej przez kosmitów?
Nagle przed wszystkimi pojawił się biały obłok. Po chwili zmienił się w 2-metrowego człowieka z czarnymi włosami i w okularach
-Mówiliście coś o mnie? Jestem XPT
-XPT?! O... nie...
-O nie, to znowu ten wariat- XPT odskoczył w bok, aby uniknąć ataku- zamiast siły mięśni, użyj siły umysłu. Jak dobrze odpowiesz na moją zagadkę, dam ci się zlać. Co to jest?
-Twój stary- powiedział Walsemore i ładował drugiego massiva
-Po wodzie pływa i kaczka się nazywa?
Walsemore wstrzymał atak i zaczął myśleć nad zagadką. Stawka była wysoka, lecz żadna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy
-Ehm... kartka w kratkę? Grig?
-Ni h***. Tiger?
-Trzydzieści osiem! Szyszunia! Ręcznik z MCDonnalda!
-I masz odpowiedź- powiedział Runner- nie wiem
Wszyscy czterej stali w miejscu i myśleli. Stawka była wysoka. Aż wreszcie Walsemore powiedział
-Ja pierdzi***! Nie wiem zbyt wiele!
-XPT!- powiedział Runner- przestań mi grzebać w kieszeniach
-EP? Wydaje ci się- XPT robił dalej to samo
-Głupia zagadka!- nagle z nikąd w rękach Runnera pokazała się snajperka- a masz!- i strzelił XPT'owi w głowę
-Headshot- zawył Tiger
-Rozwiązanie brzamiło Kaczyński w Sejmie. 38! Szyszunia- powiedział XPT i zniknął
-Jak ty to zrobiłeś?- zapytał Walsemore
-A takie głupie przyzwyczajenie z CSa
-Ejj- nagle coś przypomniało się Walsemore'owi- ojj, już zapomniałem, co chciałem powiedzieć
-Hmm, XPT będzie zły
-A właśnie- Walsemore'owi przypomniało się to, czego zapomniał- kur**! Znowu zapomniałem co chciałem powiedzieć
-Śmierć dla niego jest niczym
-On chyba się zabił pod kołami roweru!- powiedział Walsemore
-Tak samo jak i ja go zabiłem...
Niedługo po tym Gri-Gri narobił piwa, wszyscy wypili i zasnęli pod tarczą antyrakietową. ,,Tu nas nie dosięgną nawet kosmici''- stwierdził Walsemore
Następnego dnia wszyscy ruszyli w dalszą ucieczkę. Wszyscy mieli nadzieję, że tego dnia nic się nie wydarzy. Jednakże los zarządził inaczej
W nowym składzie, normalnych lub mniej normalnych ludzi, wszyscy normalnie szli normalną ulicą. Wtem Gri-Gri spostrzegł coś dziwnego
-Walsemore, co ty robisz?
-Książkę piszę
Rzeczywiście, lewą ręką trzymał zeszyt na deseczce, a prawą coś pisał
-Co piszesz?
-,,W nowym składzie, normalnych lub mniej normalnych ludzi, wszyscy normalnie szli normalną ulicą''
-Jakbym normalnie miał Deja Vu
-,,Nagle za plecami Walsemore'a...''
Nagle za plecami Walsemore'a ktoś spadł z nieba i wbił się dwadzieścia metrów wgłąb ziemi. Wszyscy otoczyli powstałą dziurę i zobaczyli, że gościu miał fajową pelerynę i fajowski miecz z prawego boku
-Ta książka ma jakieś szczególne właściwości...- rzekł zdumiony Walsemore- ,,... i wbił się metr wgłąb ziemi''
Ziomal został podniesiony przez ziemię tak, że wystawała mu głowa z bialutkimi włosami
-Elo ludzie- przywitał się- wyciągnijcie mnie z tej dziury, bo czuję się jak na tej wycieczce szkolnej u babci, kiedy to wpadłem do studni z wodą, która wyschła za czasów Lenina, i się zaklinowałem. Potem czekałem cały dzieć, aż babcia poszła przepędzić wilki od owiec. Zobaczyła mnie, krzyknęła i wyciągnęła. Potem klepnęła mnie w... dobra, nie wnikajmy w szczegóły
-Yhym, już ziomek- Walsemore, Gri-Gri, Tiger i Runner wyciągnęli delikwenta
-Trzydzieści osiem- gościu jeszcze raz się przywitał
-Jakbym gdzieś to słyszał
-Tom_Ash jstem. Raz raz, dwa, trzydzieści osiem
-Yhym miło nam. Uciekamy przed Caesarem
-Ejj, a skąd masz ten zeszyt?- zapytał Gri-Gri
-Krossowi podwaliłem, jak prosił o ołówek
-Hemp Gru!- coś w głowie Tigera się przestawiło
-No to jakby wam mnie sprecyzować?- Tom_Ash zakrył twarz dłońmi i zaczął myśleć- byłem wielkim pisarzem, który swe sztuki wystawiał na nikomu znanym forum BF. Moje książki pociągały miliony. I wtedy pojawił się on...
-Kto?
-Kross. Podwalił mi zeszyt i wszystkie długopisy. Od tej pory zostałem poszukiwaczem przygód, który chodzi od jednego sklepu z piwem do drugiego
-No to witaj u nas!
Tom_Ash został bardzo mile przyjęty i po kilku godzinach marszu zatrzymali sie w starej i zapadłej chałupie. Spotkali tam Siehola, który próbował ich zastrzelić, ale za mocno celował i wpadł do dziury w podłodze. Po tym incydencie Gri-Gri narobił piwa, wszyscy wypili i pozasypiali
Historia Dla Ziomali 1.4
W pewnym miejscu w Polsce, gdzie Zadupie Gdyńskie łączyło się z Zadupiem Sopockim, nagle wyrasta spod ziemi, niczym nauczyciel goniący wagarowiczów, wielki pagórek. Jego strome ściany chroniły niczym Pudzian to coś, co znajdowało się na szczycie. Ci, którzy odważyli się wspiąć się na sam szczyt, powracali na rękach i bez zmysłów, powtarzając ciągle ,,Silence! I'll kill you!''. Nikt nie wiedział, co jest tam na górze. Na zdjęciach satelitarnych nic nie było widać, gdyż wszystko zasłaniały dymy z pobliskiej fabryki zabawek, która trudniła się produkcją prezerwatyw.
Lecz, jakby nie było, na tym pagórku znajdował sie mały, drewniany domek. Na drzwiach do niego wisiała mała karteczka z napisem ,,nie whodzić''. Nie było tu żadnych okien, tylko same ściany.
-Tiger zbyt dasłownie rozumie pojęcie lizania dupy- powiedział jakiś gościu w futrze bobrowym i z małym naszyjnikiem przedstawiającym mordkę wilka na klacie
-No taa, Loozny. I pomyśleć, że przyjąłem go do klanu- westchnęła metrowa dżdżownica
-Ekhem...
Tym razem głos zabrał gościu, który miał 183,74 centymetrów wzrostu. Jego twarz porastała gęsta broda, a blond włosy źle z nim kontrastowały. Całą twarz pokrywały najprzliczniejsze blizny, a na czole uwiązana była biała chusta. Jego koszula została ukradziona w wojsku, zaś krótkie shorty ukazywały włosy na nogach, które szczelnie pokrywały całą skórę. Stopy były osłonięte przez japonki. Ta postać byłaby może i normalna, gdyby nie fakt, że w rękach trzymał metrowe karabiny, a każdy milimetr kwadratowy skóry był zasłonięty granatem, bombą lub tego typu materiałem pirotechniecznego
-Worm, mówiłem ci, żebyś go nie brał, ale ty mnie oczywiście nie słuchałeś. Chce ktoś kupić Glocka?
-Liu- powiedział Loozny- ile razy ci powtarzałem, żebyś otworzył stragan na Allegro?
-No otworzyłem, ale nikt nie przychodzi
-Ale ciągłe powtarzanie tu tego samego nic nie zmieni- warknął Worm
-Mamy tego dosyć!- stwierdził Loozny
-I hu...
-SILENCE! I'LL KILL YOU! rozległ się nagle wrzask
-Wandi, nie drzyj tak tej papy. I zmień płytę, bo już powtarzasz to... który raz?- zapytał Loozny
-Trzydzieści osiem tysięcy, osiemset dwadzieścia pięć- odpowiedział jego naszyjnik
-Tyle razy powtarzałem Wormowi, żeby nie pokazywał Achmeda Wandiemu. Ale on mnie oczywiście nie słuchał. Chce ktoś kupić SMG?
-A chcesz dostać w papę?
-Panowie, już, spokój- powiedział Wandi- PiS, PO, LiD, LiD, NSDAP, ZSRR- nawoływał do spokoju- my, kosmici, albo dla tych, co nie czają, władza BF, zebraliśmy się, by wysłuchać postulatu XPT. No proszę, mów
Obok Wandiego stał XPT, który miał dwie śliwki pod oczami i całą twarz obitą. Ręce siedziały sztywno w gipsie i minimalnie trzymały dwie kule. Jego nogi były w szynach. Gdy chciał przemówić, ukazał się brak licznych zębów.
-No mów
-Hmpfhh fmm rffm hh...- XPT więcej nie mógł wydusić z siebie
-Wszyscy zrozumieli?- zapytał Wandi
-Ajj, on zjadł zupę pomidorową mojej babci. Chce ktoś kupić snajperkę?
-Liu-Kas, kur...- chciał powiedzieć Worm
-SILENCE! I'LL KILL YOU!
-KUR**! WANDI! ZMIEŃ PŁYTĘ!
-A z tym to pretensje do youtube. Ale niech ci będzie! CISZA! ZABIJĘ WAS!
Loozny tego już nie wytrzymał. Po prędce wstał z krzesła i z całej siły ciepnął w głowę Wandiego, jak to robił Runner z Tigerem
-No żesz, przez ciebie się rozsypałem!- krzyknął Wandi, a raczej jego głowa z turbanem. Pojedyncze kości leżały rozrzucone po podłodze- a teraz mnie złóż z powrotem, pajacu!
-No ja się na anatomii człowieka nie znam, chyba że chodziłoby tu o takie coś po środku- stwierdził Worm- a może ty, Liu, coś wymyślisz?
-Hmm- Łiu podniósł rękę do czoła i zabrzęczał granatami- jak strzelam do gościa, to gość się rozwala. A jakbym ja strzelił w siebie... chce ktoś kupić kałacha?- zapytał Liu, celując jedną spluwą w siebie i równocześnie w granat
-NIEE! TY BĘCWALE! NIE POMAGAJ WCALE!- krzyknął Loozny, ale Liu i tak strzelił w siebie i osunął się na ziemię, a Wandi sam pozbierał się do kupy
-Ale fart! Dobrze, że nie trafił w granat- powiedział Worm- Liu, nie udawaj, że nie żyjesz
-Yhm, no taa0- westchnął Liu i się podniósł
-Rodziny się nie wybiera- warknął Worm
-Panowie!- Wandi zaczął przemawiać- jak usłyszeliśmy, XPT żąda zbanowania Walsemore'a
-Uhm, ale za co? Chce ktoś kupić maszynówkę?- zapytał Liu-Kas
-Myślmy panowie...
Zapanowała cisza jak w grobie. Słychać było tylko ciche brzęczenie muchy, lecz i ona zamilkła, gdy naszyjnik Looznego ją zeżarł
-Błeek!
-SI...- chciał krzyknąć Wandi, ale zaciśnięta pięść Looznego przemówiła mu do rozumu-... GONKA!
-Tyle razy powtarzałem Wormowi, żeby nie pokazywał Wandiemu chińskiej kuchni, ale on mnie oczywiście nie słuchał. Chce ktoś kupić ogórki kiszone?
-Czekaj- Wandi się zamyślił- to jest myśl! Damy mu osta za niekupowanie u Liu-Kasa, i nie tylko mu- Wandi się uśmiechnął- a ogórki kupię ja
I po spisaniu jednego pomysłu na osta, nasi bohaterowi z powrotem zamilkli. Po iluśtam minutach XPT zaczął warczeć i pokazywać swoje gipsy
-Yhm- chrząknął Wandi- ost za zlanie XPT
-A tak przy okazji- rzekł Worm- to gdzie jest Mortor? Loozny miał go sprowadzić
-I co? hę? hę? hę? I ty nie jesteś taki święty- dogadywał Wandi- SILEN...
-Jak do niego przyszedłem, to on do mnie wyskoczył pijany i krzyknął ,,Kocham cię!''. Pijany by nam się nie przydał no i go zostawiłem
-Wierz mi, on jeszcze nigdy nie był tak trzeźwy jak w tamtej chwili...- westchnął Worm
Znowu zapadło ciche milczenie, przerywane niepełnym dźwiękiem Wandiego ,,SI...!''. W końcu XPT pokazał śliwki pod oczami
-Ost za drugie zbicie XPT- powiedział Wandi
-Już tylko jeden pozostał, panowie- rzekł Liu-Kas- chce ktoś kupić 9x19 mm Sidearma?
-Ajj, dobra- powiedział Loozny, a Liu od razu się ucieszył- ost za pisanie bez ogonków
-No to już mamy komplet. Teraz wbić się na laptopa i po sprawie
Wszyscy wstali z krzeseł i ustawili się przed laptopem. Wandi stanął najbliżej, gdyż był najniższy. W chwilę później wszyscy padli na twarz
-O boski laptopie- krzyczeli wszyscy zgodnie- padamy przed twym potężnym obliczem i prosimy o niezłomną broń, jaką jest Neostrada
-Dzieci Neo- odparł laptop- jak zwał, tak zwał, ale macie- po tych słowach wszyscy ucałowali myszkę
-Hmm, www... no gdzie to w?- zapytał Wandi
-O tu- wskazał Loozny i po godzinie wpisali adres bestfighters.fora.pl- no żesz, neta nie ma
-Nie z tym do mnie- ziewnął laptop
-Wandi, weź to załatw
-Yhm, no do... SILENCE! I'LL KILL YOU!- po tych słowach Wandi się teleportował, ale po pięciu minutach wrócił z doniczką petunii na głowie- no net jest, ale już się nauczyli reakcji obronnych- wtem kliknął odświerz i wbił Walsemore'owi bana
-Hmm, postulat załatwiony. Jeszcze coś, Wandi?
-Tak. Walsemore ma broń, która pomoże nam lepiej zawładnąć nad światem. Loozny, weź im pokaż, o co chodzi
-Yhm- Loozny wziął laptopa i zaczął wykonywać dziwne ruchy ręką, mrucząc coś przy tym
-Ile jeszcze?- zapytał Liu po piętnastu minutach- chce ktoś kupić Leone 12 Gauge Super?
-Liu, mój stary używał kryształowej kuli i uwierz mi, że to trwało pięć razy dłużej. Ale już- Loozny odchylił się do tyłu- o cholera! Co to jest?
Akurat się włączyła strpna serwisu homo,com
-Ehm... trzeba było bardziej sprecyzować- westchnął Loozny- no dobra, jest!
Nagle wszystkim zebranym ukazał się dziwaczny widok. Drogą polną szedł Walsemore i wokół niego spadały kamienie, ale żaden go nawet nie drasnął
-Nasz posłannik, Mortor, ma za zadanie zdobyć tę broń- powiedział Wandi
-Jeszcze coś? Chce ktoś kupić Schmidt Ma?- zapytał Liu
-Jeszcze coś, panowie- uśmiechnął się Wandi- mamy wystąpić w reklamie
-O, to zajemadafakistycznie- Loozny podskoczył i klasnął w dłonie
-Panowie- Wandi wyciągnął malutką kamerkę i położył ją na stole- ustawić się do ujęcia- wszyscy powpychali sie przed kamerkę i wyszczerzyli zęby- wypowiemy nasze motto- powiedział Wandi i ustawił samowyzwalacz na 10 sekund- 10, 9, 8, 6, 4, 7, 3, 2, 1
-Wszyscy mają downa!- powiedzieli zgodnie
-Mam i ja!- dopowiedział naszyjnik Looznego
Tymczasem w małej wsi Cyckowo Męskie, mniej więcej na granicy województw mazowieckiego i łódzkiego, w małej, aczkolwiek dziwnej, chatce działo się coś zupełnie innego
-Ahh, cóż to jest za męka
Aż mi serce pęka
Siedzę na kiblu złotym
Ale co mi po tym
Jak zatwardzenie mam
I cały dzień sram
A przecież na dworze
Zwykle o tej porze
Cała moja paczka
Na piwo idzie, a sraczka
Zatrzymuje mnie tu
Oh, sru tu tu tu tu
Po tych słowach gościu, który siedział na złotym sedesie, wysilił się, żeby puścić kloca
Chatka była naprawdę mała, miała rozmiar większego pokoju. Zbudowana na planie prostokątu, w środku miała złoty sedes przerobiony na tron, który przez cały czas był zajęty przez tego gościa. Oprócz kibla był tu również komp na stole oraz dwa łóżka, w tym jedno z wbudowanym kiblem
-Czy Xennę mi kupisz?
Bo jak nie, to mnie ukatrupisz
-Mortor- warknęła jakaś dziewczyna w kącie- po pierwsze przestań rymować, po drugie całą Xennę w promieniu 3 kilometrów ukradłam dla ciebie
-Ahh ty niewierna kobieto!
Wciąż kładziesz Liberum Veto
A ja cierpię stale
Nie współczujesz wcale
Xenny nie ma, powiadasz?
Bo ją od razu zjadasz
Kibel pęka, rano wstajesz
I nic mi nie dajesz
Nakup sobie kapusty
Napełnij łeb pusty
Nie służysz mi wcale
Ja nie palę
Smrodu nie czujesz
A się bulwersujesz
Mówię ci, downa masz
Ajj, zamknij twarz
Ach, cóż to za sygnał?
Wandi mi go dał?
Tak, tak, to jest to
Mówię ci, bo
Zadanie na twe barki snadnie
Spadnie
A więc psycholu głupi
Idź, zanim moc ma cię ukatrupi
-A cóż to za zadanie, Mortor? I przestań rymować, bo cię wykastruję
-Chcesz mi obciąć siusiaka?
Ha, ha, ja nie mam ptaka
Bo mi odpadł
Jak Caesar przede mną padł
A to zadanie
Słuchaj, baranie
Masz Walsemore'owi zabrać
I mi dać
Jego broń potężną
Bądź kobietą mężną
Wszystkimi metodami próbuj
I zrób wielki ubój
Ale to zdobądź
Mistrzem bądź
-Uhm, no dobra- służka Mortora skłoniła się i wyszła z chatki
-Ach, no to wenę mam
I teraz znowu sram
Dawids otrząsnął się z kurzu. Nie wiedział gdzie jest. Ostatnie, co pamiętał, to był bardzo długi lot. Obejrzał się i zobaczył nazwę miejscowości, w której się znalazł. ,,Kretynizm''- pomyślał, poszedł do sklepu piwnego i zasnął
Historia Dla Ziomali 1.5
W całej Polsce zaczęła rządziś magia wyborów. Walsemore, Gri-Gri, Tom_Ash, Runner oraz Tiger nie mogli tego nie zauważyć, że wokół nich wszędfzie szczerzyli zęby żółte, a czasem bez nich, jacyś psychopaci. Niejaki PiS (padnij i spieprzaj) obiecał budowę burdeli w każdym, nawet najmniejszym mieście, a nikomu nieznane PO (polscy oligarchowie) ogłaszali, że zamiary PiSu są nierealne. Oni zaś obiecywali tańsze piwo
Wśród tych wielu środków masowego oszołamiania znalazły się również całkiem konkretne, np. piwo z Ronaldem Mózgiem na etykietce. Niestety, niejaki LoD (Lody od Dody) dokonał sabotażu, przez co po wypiciu dwóch sztuk tego piwa (drugie jest na koszt Samoobrony_ delikwent zaczyna krzyczerć ,,Hi Pawlak'' i śpiewać Harę Krishnę
Lecz tymczasem, nasi bohaterowie, mniej lub bardziej pijasni, słuchali Umbrelli w wykonaniu Walsemore'a i sami zaczęli śpiewać Gorzkie Rzalle. Jedyna osoba, która zachowywała swoją normalność (czyt. nienormalność), był Tiger, który miał włączony tryb trybowego wybierania trybu, czyli że sam decydował o swojej nienormalności
-,,... czyli że sam decydował o swojej nienormalności''- Walsemore pisał i równocześnie mówił
-Przestań to pisać- warknął Tom_Ash
-Ale Tigerowi to się podoba
-Joł madafaka, skur****** jeb***- zaczął rapować Tiger
-Przestań- bąknął Runner i wszyscy zatkali nosy
-Euheh, błee- chrząknął WEalsemore i wyjął książkę, na której pisał-
Serce ustało, pierś już lodowata
Ścięły się usta i oczy zawarły
Na świecie jeszcze lecz nie dla świata
Cóż to za człowiek?- umarły
Teraz lepiej?- zapytał Walsemore
Zadał pytanie, lecz nie usłyszał odpowiedzi, gdyż wszyscy z głośnym jękiem, jak jeden mąż, polecieli ryjem na ziemię. Jedynie Tiger z Walsemorem stali dalej na nogach
-E?- zdziwił się ten pierwszy- czy zrobiłem coś nie tak?
-Hemp Gru!- powiedział Tiger i mechanicznym ruchem ręki wytsawił dwa palce
Poprzez głupi błąd Walsemore'a niezwykle pasjonującą ucieczkę przed Caesarem wznowiono dopiero następnego dnia
Cały strach przed bestią z Żymu Gri-Gri opisał w tych słowach
-Y, uch
Przez tak głęboką myśl wszyscy wpadli w głębokie zamyślenie i wyrżnęli się na ziemię, gdyż wszyscy myśleli tylko o tym i potykali się o Mercedesy
Ta cała zła atmosfera ucieczki przed Caesarem, który wszystkich napawał strachem, wydawała się nasilić. Dopiero następnego dnia zostało to przerwane
-,,Wszelki duch! Jakaż potwora!
Widzicie upiora?
Jak kość na polu wybladły
Patrzcie! Patrzcie, jakie lice
W gębie dym i błyskawice
-Co ty, Caesara widzisz?- zapytał Gri-Gri Walsemore'a
-Upiora, a to i tak jedno i to samo
,,A jak suchy snop cierniowy''
-Kur**! Mam ja bóle głowy- zakrzyknął Runner
-E, no dobra
Walsemore schował ,,Dziady'' do plecaka i zaczął powtarzać czasowniki modalne z niemieckiego, lecz po chwili ujrzał vana, którym jechał nikt inny jak Ribben. Po chwili pojawiła się zza szyby ręka z zaciśniętym kciukiem, środkowym i serdecznym i rozległ się okrzyk ,,AVE SATAN!''. Po pięciu minutach Ribben nareszcie dojechał
-Joł madafaka, ciągnijcie mi ptaka- przywitał się ze wszystkimi
-Hemp Gru!- powiedział niczym gołąb Tiger
-Niezła nuta, nie?- zapytał Ribben swym kozackim głosem
-Yah, się wie- przytaknął Tiger
Ribben gadał tylko z nim, a innych olewał. W końcu Walsemore to przerwał swoją pieśnią
-Umbrella, ella, ella- wrzasnął do ucha Ribbena
-E?- Ribben skończył dialog- czy coś nie tak?
-Caesar nas goni i jesteśmy w śmiertelnym niebezpieczeństwie- powiedział wkurzony Walsemore
-I h** mnie to- Ribben powrócił do rozmowy z Tigerem
-Runner, weź go pierdzie**** w łeb od ujka Walsemore'a, ale tak mocno- poprosił grzecznie Walsemore
-Z przyjemnością
Runner zaszedł Tigera od przodu, a on go nie zauważył. Następnie wziął potężny zamach i zasadził takiego cepa, że ekstra klasyka wali chomika, i Tiger poleciał daleko, daleko, w każdym bądź razie dalej niż przy wyrzucie chińskiej katapulty
-Szyszunia!- zakrzyknął Tiger w ostatniej chwili
-NO CO ŻEŚ NAJLEPSZEG ZROBIŁ?!- zakrzyknął Ribben, trącając Runnera
-Trzydzieści osiem! Je...- chciał się przedstawić Tom_Ash
-Gonimy go!- zadecydował Ribben
-Szybciej, palancie- wrzasnął Tiger, lecz ledwo go było słychać
-To czemu tak uciekasz?
Caesar gonił Walsemore'a, zaś Walsemore gonił Tigera. W każdym bądź razie, nie obejrzał dzisiaj ,,mody na sukę'', ale cóż, mogło być gorzej. W końcu Caesara ominęli ,,Przyjaciele z podwórka''
Walsemore, Gri-Gri, Tom_Ash i Runner się przedstawili, albo ewentualnie nie siebie, Ribbenowi podczas dzikiej gonitwy za Tigerem
-Ale ja bym se teraz Danzela zapuścił- westchnął głęboko Walsemore
O to chodzi?- zapytał tajemniczy głos zza jego pleców, puszczając Danzela
-Noo, a ty kto?
-Nieźkle ciągnę z bara i zwę się Kara- odparł głos
-A to fajnie- odparł Ribben- ścigamy Tigera, chcesz się do nas przyłączyć?
-No, żeby nie było i żyło się lepiej
Tak że więc, w nowym składzie, czyli Walsemore, Kara Gri-Gri, Tom_Ash oraz Runner, wszyscy gonili Tigera. Raz po ich lewej stronie, na wystawie telewizorów, poleciała reklama Vizia, normalnie miodzio, zabójcza fabuła, ale cóż, nasi bohaterowie nie mieli czasu jej obejrzeć, mówi się trudno
Po wielu godzinach poszukiwania i kilku włamań do MCDonnalda, nareszcie znaleziono Tigera. Obok niego stał niższy typek z rudymi włosami, mnóstwem piegów i kefirem na ryju oraz jakimiśtam ciuchami i kartką papieru z tęperówką w ręce
-Witam- zaczął przemawiać miękkim głosem- wielmożny pan Tiger raczył mi objaśnić, że ma przyjaciół i domyślam się, że to wy. Wyznał również, że obleśny grubas, zwany Walsemore, ma ołówki
-No mam, oto one- Walsemore wyciągnął na dłoni dwa ołówki
-OŁÓWKI!- zakrzyknął nieznajomy i z błyskiem w oczach oraz opętańczym uśmiechem rzucił się na ołówki
-KROSS!- krzyknął Tom_Ash, wyciągając miecz
-ToM_AsH!- wrzasnął Kross i zaczął uciekać
-Ja ci dam ołówki, za tamte jeszcze nie zabiłem cię w poprzednim wcieleniu- krzyknął Tom_Ash do Krossa, azczynając go gonić, a później zwrócił się do reszty- za chwilę wrócę, zaczekajcie pięć minut
-Noo, dobra- powiedział Walsemore
Wszyscy stanęli w bezruchu w jednym rzędzie, nic nie mówiąc. Słyszeli szczęk żelaza, wyzwiska Tom_Asha sypane tonami, których lepiej nie przytaczać ze względu na osoby CT (całkiem trzeźwe), oraz nieludzkie wrzaski Krossa
Po pół godziny Tiger powiedział
-Hemp Gru!
-Niezła nuta, nie?- zapytała Kara
-A!- powiedział Ribben- kaszany wy moje! Swoi!
Wszystka trójka, czyli Tiger, Kara i Ribben, stanęli w ściśniętym kręgu i szeptali coś między sobą. Zaś Walsemore nadal stał w bezruchu, Runner strzelał w przechodniów ze snajperki, a Gri-Gri dziwnie patrzył się w Karę
-Ty zboczeńcu- Walsemore ściągnął GriGa z łokcja w szyję- gdzie ty się patrzysz?
-E, uhm, efekt uboczny braku informacji z Rzeczpospolitej- odparł Gri-Gri- a tak w ogóle, to musimy bronić tego zeszytu. Dzisiaj wartę weźmiesz ty
-Uhm, no tak- przytaknęli Walsemore, Tom_Ash i Runner
-Teraz idziemy na piwo- powiedział głośniej Walsemore, aby zwrócić uwagę muzyków- a później spać
Automatycznie wszyscy spojrzeli się na Gri-Griego. Po jakimśtam czasie narobił piwa i wszyscy zasnęli, za wyjątkiem Walsemore'a, który pełnił wartę. Równo o północy Ribben wstał i strzeelił Walsemore'owi w czachę
-Ała, za co?
-Przecież ci tłumaczyłem. Za żywota
-A, no tak
Ribben, już jako sługa Caesara, poleciał do vana. ,,On napewno się ucieszy na mój prezent''- powiedział sam do siebie Ribben, spojrzał na pasażera, uśmiechnął się i odpalił brykę
Tymczasem zły i podły Arvish siedział w swoim zamku i puszczał muzykę z LOTR'a. Równocześnie oglądał ,,W jak Miłość'', krzyzcał na służbę oraz, w międzyczasie, planował zniszczenie świata
-Hmm, zamknąć biedronki w klatce- Arvish mówił sam do siebie- zakazać sprzedaży alkoholu- ktoś zapukał do drzwi- wleźć!
Gościu jednym mocnym ciosem ręki wyłamał drzwi do strony Arvisha
-MOJE DRZWI- wrzasnął Arvish- już nigdzie nie znajdę takiej promocji w Pani Domu
-E, no zamknij mordę, bo ci zjem sałatkę- gościu chytrze się uśmiechnął
-A ci mówiłem, żebyś ,,WarCraft Powieść'' nie czytał
-A chciałbyś. Zjadłem ci wszystkie ziemniaki ze spiżarni
-Nie, to nie...
-A jednak- Arvish tego nie wytrzymał
-PATRZ MI NA OCZY! PATRZ NA MÓJ MÓZG!
-Tam nic nie ma
Gościu miał 173 centymetry wzrostu i fioletowe włosy. Miał też kozackie ubrankoi, ale szkoda takiego rzalla czasu opisywać
-2Fast4U, masz chociaż pastę do butów?- zapytał Arvish
-No taa, mam
-Dawaj!
-Łap- 2Fast4U rzucił pastę w łapska Arvisha, który złapał paczkę w locie, a przybyły zaczął bawić się jojem
-Hmmm... u! Pasta pierwsza klasa- Arvish otworzył wieczko- biała!
-No na rozjaśnienie umysłu
-Ile razy mam ci, mondziole, powtarzać, że my jesteśmy źli?!- zaczął krzyczeć Arvish
-Zrozumiano- odparł 2Fast4U
-Naszą barwą jest czerń
-Zrozumiano
-Chronimy ciemność umysłu
-Co się stało?
-Moja krew- Arvihs uścisnął dłoń- teksty rypiesz od Tom_Asha, ale trudno
Nagle ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi
-Włazić- Arvish krzyknął swym przywódczym głosem
-Kwiaaty- zaczął wrzeszczeć jakiś koleś
-Niezłe te drzwi- zamyślił się 2Fast4U- ja je wyważyłem, a dzwonek dalej działa
-Kwiaty, kur** mówię!- wrzasnął gościu
-E, uch, co się tak gapisz- Arvish się zmieszał
-Nic- 2Fast4U chytrze się uśmiechnął
-A won stąd, geju!- krzyknął Arvish
-Geju, geju- zaczął mruczeć pod nosem 2Fast4U, ukłonił się nuisko przed Arvishem i wyszedł- spójrz na siebie. I tak mój związek zostanie zalegalizowany
-Słyszałem cieciu! Rubik do tego nie dopuści
-NIE MIESZAJ W TO RUBIKA- wrzasnął 2Fast4U- bo zapuszczę ci hymn niemiecki!
-Nie... tylko nie to...- Arvish w mgnieniu oka schował się za tron i wyrżnął matę- poszedł- 2Fast4U w końcu wyszedł- uff
-To bierzesz w końcu te kwiaty, Arvishu?- zapytał gościu
-Nie widzisz że mam trudną sytuację?- warknął Arvish
-DEUTSCHLAND, DEUTSCHLAND, sialalala- zaczął śpiewać kwiatownik
-Chlip, nie- zaczął płakać Arvish- już lepszy był koncert ,,Ich Walić''. Dobra, biorę
-Masz- gościu rzucił doniczkę na głowę Arvisha- i żeby nie było, że to homopropozycja- mówił koleś, wychodząc z zamku- kwiaty przysyła ,,tajemnicza wielbicielka''
-Hmm, coś mi tu nie gra- zaczął myśleć Arvish, gdy gościu trzasnął drzwiami- to są petunie, widzę to po liostkach- Arvish lekko trącił doniczkę na głowie- a co było szczególnego w tych petuniach- oczy stanęły dęba- mam na nie alergię!
Po dojściu do takiego wniosku Arvish kichnął potężnie i doniczka petunii poleciała ku sufitowi
-He, he- wódz zła był z siebie dumny
Lecz gdy doniczka sięgnęła sufitu, zaczęła spadać tym samym torem, co leciała. W konsekwencji tego spadła Arvishowi na głowę
-No nie, znowu?- zapytał się rozeźlony i cisnął kwiatki gdzieśtam na drugi koniec sali- e? A to co?
Na naramięcznik tronu spadła jakaś mała karteczka, która prawdopodobnie wypadła z kwiatów. Arvish zrobił zeza, żeby przeczytać tekst:

Mój kochany!
Nie wiesz jak za tobą tęsknie. Serce me dąży tylko ku tobie. Nie umiem wyrazić tego uczucia
Więc powiem ci tylko: kocham cię. Nie wiem, kiedy się znów zobaczymy. W dowód miłości ślę ci kwiaty
Całusy
Tajemnicza kochanka
PS; Kiedy kur** kupisz mi tę lokówkę?
PS2: Kocham cię
PS3: Twój stary

Arvish przeczytał tekst trzy razy i cztery razy przeleciał wzrokiem, po czym zgniótł karteczkę. Rozpoznał ten styl pisma. Arial Dwunastka. To mogła być tylko jedna osoba
-Sharp!- krzyknął Arvish- wiem, że gdzieś tu jesteś!
Arvishowi odpowiedziało po kilku minutach głuche echo odbite od ściany po drugim końcu sali tronowej. Coś tu nie gra. Nie ma Sharp? Może za chwilę spadnie z nieba i w dowodzie miłości zacznie wrzeszczeć o lokówke? Lecz nic takiego się nie wydarzyło. Arvish zaniepokojony tym, co się dzieje, czyli że nic się nie dzieje, rzucił okiem na obrazy na ścianach. Widok gołych kobiet na zmurszałych cegłach go uspokoił, ale Sharp jak nie było tak i nie ma
Arvish spojrzał na sufit. Jakże mógł być aż tak tępy (no ale w końcu to jego atut), przecież to była ulubiona kryjówka Sharp (i h** go to?). Podniósł kawałek marmuru z mocarnej podłogi. Arvish z dumą przeczytał napis ,,wyprodukowane w Polsce'' i jakoś nie przejmował się tym, że to on zakleił napis ,,made in China''. W każdym bądź razie cisnął skałą w czarną plamę na suficie. Po chwili marmur zaczął opadać i spadł na głowę Arvisha
-Jał- zaczął macać się w czachę- a lekarz mówił o wstrząsie mózgu. Ale w moim przypadku nie ma czym wstrząsnąć- powiedział dumnie
Arvish ponownie chwycił skałę i zaczął kręcić ręką. Gdy już przekroczyła szybkość światła, rzunił nią ku sufitowi, lecz znowu nie było reakcji
-Ehm, czyżby to pleśń się już tak rozrosła?- zapytał sam siebie Arvish
Lecz po chwili usłyszał zduszony okrzyk ,,ał!'' i bezkształtna, czarna masa zaczęła spadać na ziemię.
-Hah, jednak tej pleści już tam trochę jest- powiedział Arvish, patrząc się na mniejszą plamkę na suficie
Po chwili czarna masa uderzyła w ziemię. Widać było, że to człowiek, bo w ręku trzymał piwo. Ihhych cech nie było widać z powodu czarnych szat, którymi ten człowiek był szczelnie zakryty
-Sharp- zaczął przemawiać Arvish, będąc odwrócony tyłem do czarnej istoty- wiem, że ty mnie kochasz, a ty wiesz, że ja kocham ciebie. Lokówki ci nie kupię, bo nie ma akurat promocji. Wiesz o tym doskonale, więc po kiego hu** przysyłasz mi te kwiaty?
-Spieprzaj geju!- odparł gruby głos
-E?- Arvish przygryzł sobie wargi- czyżbyś miała taką mutację- Arvish obrócił się na pięcie- albo to nie Sharp
-Brawo! I u kogo ja pracuję?
Ciemna masa zaczęła się podnosić i ukazała się gęsta broda z wąsami u tego człowieka. Wyglądał jak Syriusz Black, ale nie czas na porównania. Człowiek wyszczerzył zęby, które były niczym gwiazdy na niebie: świecące i żółte. Oczy miał przekrwawione, prawdopodobnie po spamowaniu na forum BF o pierwszej w nocy. Jego szaty były bardzo czarne, prawie jak jego broda, co było zasługą Whoolight Black. Człowiek spoglądał na wszystkie strony ze znużonym wyrazem twarzy, ale nie patrzył na Arvisha. Butelka ze złotą cieczą dumnie błyszczała w jego prawej ręce. Żeby uzupełnić ten opis dodajmy również, że miał niecałe 3 metry wzrostu
-Miszczu Dark melduje się na rozkazy- powiedział gościu po pijacku i powoli, po czym sięgnął łyka z butelki- dzięki za wyznanie miłości, tylko ja nie chcę być homo- po tych słowach beknął przeraźliwie i pobliski żyrandol groźnie zabrzęczał
-A nie mówiłem, że Arvish jest homo?- odezwał się głos zza ściany
-Spieprzaj, 2Fast4U! Idź szukać tych drzwi!- wrzasnął Arvish
-Ejj- zaczął krzyczeć 2Fast4U do wszystkich strażników- Arvish jest homo!
-Rubik!- krzyknął ostrzegawczo Arvish
-Gdzie?!- wrzasnął przerażony 2Fast4U
-O tam, za tobą! Goni cię!
-AaAaaAaaaBe!- zaczął wrzeszczeć 2Fast4U
Arvish nie widział przez ściany, ale wyobraził sobie przepiękny widok, który był całkowicie zbieżny z rzeczywistością. Oto 2Fast4U z przerażeniem na twarzy i krzycząc gorzej od demona zaczyna uciekać, nie patrząc nawet, czy słynny sałatkożerca rzeczywiście go goni. Wrzeszczy, budząc pilnie pracujących strażników. Ci zaś, którzy się obijali i puszczali Policemana, zainteresowani tym zjawiskiem otwierają paczkę piwa. W tym czasie 2Fast4U wylatuje przez okno i szuka kiosku
-Elegancko- stwierdził Dark
-E, no by nie było- przytaknął Arvish- masz jakieś wieści?
-Zamknęli pobliski sklep piwny- powiedział Dark, a Arvish się wzdrygnął
-Uh- zaczął lamentować, siadając na tronie- ty, co zsyłasz nam przenajpiękniejsze piwo, czuwaj nad naszymi duszami i uchroń nas od braku promili
-Browar- zakończył tę prośbę Dark
-Jeszcze cos?- zapytał Arvish
-Napisałem nowy wierszyk
-Ale ja nie chcę słuchać!
-I h** mnie to?
997- ten numer to kłopoty
Pojawia się incydent
Rodzi się konfident
-No brawo, ale ja lubię policję- przerwał Darkowi Arvish
-Fuck policję, jak to ksiądz na rekolekcjach powiedział
Arvich wstał z tronu i podszedł do Darka
-A spadóweczka, leszczu- powiedział Dark
Arvish stanął dwa centymetry od Darka i zadarł głowę, aby spojrzeć mu w oczy z udawaną srogością. Następnie Arvish wyciągnął rękę, złapał Darka za mostek i zaczął przemawiać powoli, grubym głosem
-Masz coś do mnie, gówniarzu?- zapytał groźnie Arvish
-Pardon, nie bij!- powiedział przerażony Dark
-A więc masz jakieś informacje?
-No taa, mam Banana
-To dawaj go
To nie jest zwykły Banan, to Banan Chiquita
Arvish poprawił poduszki na tronie, żeby być wyżej, i usiadł. Tymczasem Dark rozpiął koszulę i zaczął do niej mówić
-Banan, no gdzie jesteś? Ale żeś się schował. No wyłaź, leszczu
Koszula Darka była tak wielka, że spokojnie mógłby się w niej zmieścić cały, mały człowiek, ale nie aż tak, żeby mógł się schować
-Żżżż... żży... żyr... żyra... żyran... Hare Krishna, Hare, Hare Krishina- zaczął jąkać się jakiś delikatniejszy głos od głosu Darka
-Co tam pieprzysz, Banan?
-Żyrandol!- krzyknął Banan tak, że Arvish z Darkiem odskoczyli
-Zazwyczaj trzymam go z przodu, na klacie pod kurtką- tłumaczył Dark- wyglądam jak amerykanin, ale co się nie robi dla brata
-To odejdź od tego żyrandola!- wrzasnął Banan
-Jeszcze czego!- zapeszył się Dark- znajdę cię i wyciągnę. Teraz to się chyba przetransformował
-Wariat na horyzoncie, trzeba się chować- warknął Banan
-No wyłaa... jał!- Dark cofnął rękę- ugryzł mnie
-Chyba go lepiej posłuchać. Chodźmy spod tego żyrandola- zadecydował Arvish i Dark przytaknął
-No to gdzie jesteś?
-W piątej lewej kieszeni- odparł Banan
-Hmm- Dark wsadził rękę- ha, mam cię
Dark wyprostował rękę z pięknym, żółtym Bananem. Od zwykłych odróżniał go rozmiar (był trochę większy) oraz oczy i mordka
-No dajesz, Banan- zakibicował Dark
Wtedy Banan upadł na podłogę i zaczął zmieniać się w człowieka. Po pięciu minutach skończył, ale był ni w ząb podobny do brata. I przede wszystkim, był trzeźwy
-Jakieś wieści, Banan?- zapytał Arvish
-E no oprócz nowego wydania Playboya to nic. Plan idzie zgodnie z planem więc nie ma co narzekać. Niedługo możemy szykować się do ostatecznej zagrywki- powiedział rzeczowym tonem Banan
-To dobrze- stwierdził Arvish, udając zamyślenie sdtojąc tyłem do swoich sług, a w rzeczywistości patrzył na piękne obrazy- nie ma to jak tacy dwaj bracia
-Ja się nie poczuwam do tej roli- warknął Dark, patrząc ukosem na Banana
-Idź ty downie!
-Spadaj wieś...
-SILENCE! I'LL KILL YOU!- wrzasnął Arvish
Naglwe przed zebranymi ukazała się biała chmurka, która po chwili zmieniła się w małego kościotrupa w turbanie
-Uszanowanko wszystkim. Wandi jestem
-Ach Wandi- przywitał się Arvish- mój ty przyjacielu! Ile ja cię czasu nie widziałem?
-23 godziny, 47 minut i 15 sekund
-I h** z rtym- machnął ręką Arvish, prowadząc Wandiego do drzwi- mam ci tyle do powiedzenia, ale wiesz, czasu mi braknie- Arvish klepnął Wandiego w kościsty zad w geście przyjaźni- więc kur** teraz idź i wróć za jakiś czas
-Yhym spoko- powiedział Wandi, wychodząc na korytarz
Chwila ciszy nastała, ale poprędce Wandi krzyknął
-Ejj, ale dlaczego wszystkie straże mnie gonią?
-Mówiłem, że masz zakaz teleportacji do mojego zamku
Arvish podczas klepnięcia Wandiego przyczepił naklejkę z napisem ,,kopnij mnie tutaj''
-My jesteśmy demoniczni bracia. Elegancko- westchnął Dark
-No moje najlepsze sługi wykonują powierzone ijm zadanie. Zostaliście tylko wy. Jakoś wytrzymam. Przepowiednia nie może się spełnić- warknął Arvish
Nagle zabrzmiał dzwonek na przerwę i wszystkie straże zaczęły bawić się berka. Krew polała się litrami i wpłynęła do sali Arvisha
Tymczasem wódz zła zapytał się Darka
-Masz pastę?
-Mam. Łap- Dark rzucił puszkę i pociągnął łyka z butelki
-He, he. Może nie firmowa, ale przynajmniej czarna- Arvish zaczął smarować siebie i tron
-Domowa robota- powiedział Dark, ciągnąc kolejnego łyka- z moczu Banana
-Dałem ci kasę, żebyś kupił na bazarku!- wrzasnął Arvish
-A ja myślałem, że to żołd
-Oddawaj kasę!
-Nie mam. Przepiłem z Bananem. Bardziej żółty jest
-Idźcie stąd- powiedział spokojnie Arvish- i czyńcie swe zadania
Banan z Darkiem ukłonili się nisko Arvishowi i wyszli z sali tronowej. Tymczasem zły i podły Arvish siedział w swoim zamku i odrabiał pracę domową
Nastał dzień. Tak dokładnie to nastał już trzy godziny temu, ale to szczegół. Tiger zapiał trzy razy, więc trzeba było uciekać przed Caesarem. No ale nie mogą zostawić ot tak Tom_Asha. Więc poszli w miejsce, w którym stali dzień temu. Walsemore zmusił Tigera i Karę do pójścia tam tylko dzięki magicznemu zeszytowi, bo oni chcieli rozmaiać o Rapie, Hip-Hopie, PiSie. No i tak stali i czekali
Po wielu godzinach wszyscy ujrzeli wózek z bezkształtnym ciałem. Nie było pewności czy ręce to nogi i na odwrót. Jedno zaś było pewnw: to był Tom_Ash
Na ten widok Gri-Gri zakrył twarz i krzyknął
-Kampania wyborcza w toku!
-Niee...- powiedział cichym głosem Tom_Ash- to był... Kross. To... przez niego...
-Ale jesteś od niego o łeb wyższy!- zakrzyknął Walsemore
-I h**? Zagipsujcie... mnie
-Hmm, musimy pójść do szpitala- zadecydował Gri-Gri, wszyscy przytaknęli i zaczęli iść do meijsca wielu nieudanych mordów przez lekarzy
-Ejj- zaczął Walsemore- a jak on cię dokładnie załatwił
-Skarbonkę... na mię... rzucił z... wieżowca
-Skarbonke?- zdziwił się Walsemore- ale toż to chwila oczołomienia i jest po wszystkim
-Ale... to była... taka sześcienna... kostka i... każdy wymiar miał jeden... metr... no i była... żelazna
Po dokładnym obrobieniu Tom_Ash wszyscy doszli do porażającego, ogromnego i w ogóle niefajnego budynku, zwanego szpitalem (SZPITAL: stowarzyszenie zabezpieczające pedałów i trochę analfabetycznych ludzi). Wszyscy byli zdziwieni tym widokiem
-Hemp Gru- skomentował Tiger, który boleśnie odczuwał brak Ribbena
-Nie ma rady, proszę panów- westchnął Gri-Gri- odśpiewajmy Bogurodzicę i wchodzimy
Po odśpiewaniu tej pieśni, napojeni pozytywizmem, weszli do szpitala. Pierwsze, co ich zdziwiło, to kolejka na cały korytarz, a drugie to były wywalone drzwi od sracza. Walsemore swym Roentgenowskim wzrokiem zobaczył przez dziki tłum okienko z informacją. Tom_Ash był umierający, więc trzeba było ratować go czym prędzej, no i wszyscy stanęli w kolejce. Po dwóch godzinach stania (Gri-Gri informował wszystkich, że za chwilę Tom może spotkać się z Stórcą, więc poszło szybciej) cała paczka przyjaciół stanęła przy okienku. Walsemore zobaczył za szklaną szybą, że jest tu pięć pielęgniarek: dwie się kłóciły, dwie obstawiały która wygra, a jedna pracowała
-Psze pani- zaczął zdenerwowany Walsemore- mój kolega za chwilę umrze! Trzeba go zagipsować!
-Psze pana- odpoiwedziała pielęgniarka pracująca- kawę piję. Poczekaj chwilę
Po piętnastu minutach
-Imię?- zapytała pielęgniarka
-Moje czy jego
-Jego
-Tom_Ash
-Imię?
-Moje czy jego?- padła odpowiedź ,,twoje''
-Walsemore
-Data i miejsce urodzenia?
-Moje czy jego?
-Jego
-Warszawa, 11.09.1992
-PeSeL?
-9826-6923
-Imiona rodziców?
-Kunegunda i Wacław
-Lubi orzeszki ziemne?
-Lubi
-No to- pielęgniarka dała Walsemore'owi jakąś karteczkę- tutaj jest okienko pierwsze. A z tym to idź do drugiego okienka
-Hmm- Walsemore spojrzał na pobliskie okienko- ale tu obok jest okienko 47
Lecz nie usłyszał odpowiedzi, gdyż okienko zostało zajęte przez siwą staruszkę z maczugą w ręku. Walsemore się wkurzył i użył zeszytu, by przesunąć kolejkę
-No to gadaj gdzie to okienko numer dwa?
-Na siedemnastym piętrze
-O winda!- wskazał palcem Gri-Gri
-O rzeczywiście- Walsemore przeczytał karteczkę- ,,winda zepsuta. Zapiep**** po schodach''- i ujrzał zieloną strzałkę wskazującą w bok
-Worki- sprężyna w głowie Tigera się przestawiła i Tiger rzucił się na worki ochraniające na buty- fajowe- i założył sobie jednego na twarz, a dwa wziął na przekąskę
-Nie ma rady, lecim przez schody- Walsemore zdecydował i wszyscy się zgodzili
Po godzinie wspinania się po schodach wszyscy doszli do kienka i odczekali godzinę w kolejce
-Proszę pani! Chcemy gościa zagipsować! Tutaj mamy kwit!
-A no tak- pielęgniarka coś dopisała- do okienka trzeciego idźcie
-A gdzie ono jest?
-Na drugim piętrze
Nasi bohaterowie z ledwo żywym Tom_Ashem dzielnie weszli na schody
-Nie jest fajnie- westchnął Gri-Gri, następując na pierwszy stopień, który się załamał- łojej, słaba ta podłoga
-Taa jasne. Nie jedz tyle to schody staną się solidniejsze- warknął Walsemore, spojrzał na wydatny bebzon Gri-Griego, po czym wlazł na schodek, który się połamał
-Spójrz na siebie- powiedział Gri-Gri
Walsemore zadecydował i z całą resztą przebiegł po łamiących się schodach. Po chwili zobaczyli okienko numer trzy. Walsemore napisał w zeszycie, że tym razem nie odeślą go do okienka. Po godzinie stanęli przed doktorem w pełnym jego majestacie
-Kolegę nam trzeba zagipsować! Tutaj masz pan skierowanie!- zakrzyknął wkurzony Walsemore
-Hmm- doktorek wziął karteczkę i coś na niej napisał- a z tym to nie do mnie. Paszoł won do gabinetu 1410, na 46 piętrze
-Dziękujemy- powiedział grzecznościowo Walsemore
Nasi bohaterowie doszli do gabinetu w pięć minut. Stanęli w kolejce, a Tiger zaczął zajadać się workami. Lecz przy drugim worku zachłysnął się
-GriG, weź go trzepnij w plecy, bo się jeszcze udusi- zadecydowała Kara i Gri-Gri wykonał polecenie, wbijając Tigera w ścianę
-No ale przynajmniej to wypluł- stwierdził Runner
Po godzinie czekania wszyscy weszli do gabinetu doktora, ale był w tym taki problem, że doktor był kobietą
-Dzień dobry- przywitała sie delikatnym głosem doktorka- jestem Ilona Sharpowska, w skrócie najnowszewydanierzeczpospolitejhempgru
-Niezła nuta, nie?- zapytali zgodnie Kara i Tiger
-Się wie
-Ejj, panie! Kolega mi umiera! Trzeva go zagipsować- krzyknął Walsemore, wyciągając karteczkę
-Hmm...- Sharp się zamyśliła- u, Walsemore jesteś? W takim układzie wam pomogę w tej dzikiej dżungli
-No dobra- powiedział Walsemore- chodźmy od razu do gipsowni
-No trzeba najpierw do jednego okienka
-O nie! Hmm... albo dobra
Walsemore utkał demoniczny plan, ale jakoś nikomu go nie zdradził. Stanął cicho w kolejce i gdy jego grupa miała zostać obsłużona, trzepnął Tigera mocno w łeb
-Tryb niezwykłej perswazji- Walsemore wyszczerzył zęby
-Dzień...- chciała się przywitać pielęgniarka, lecz Tiger wciął się w jej słowo
-Hu***o hu***y hu** hu**wać się hu**ć do hu****** hu**: BRAWO
-E?- zdziwiła się pielęgniarka
-H**
-A no to trzecie drzwi w lewo
-A nie mówiłem, że to zadziała?- podniecił się Walsemore
Cała paczka naszych bohaterów poszła we wskazane drzwi. Otworzyła je Kara i wszyscy wleźli
-Hmm, to hcyba tutaj- stwierdził Walsemore- przepraszam, kolegę chcieliśmy zagipsować
-Panie, tu strajk jest. Idź pan do gabinetu 966
Walsemore klnął z bezsilności, postał godzinę i kolejka doszła do jego paczki
-Gips chcemy koledze założyć!- wrzasnął Walsemore
-A teraz jestem po godzinach pracy. Idę do domu. Jutro tu przyjdźcie
Walsemore tego nie wytrzymał, chwycił zeszyt i napisał ,,Tom_Ash w cudowny sposób został uzdrowiony'' po czym rzeczony ziomal wstał na własne nogi i był już całkowicie zdrowy. Po tym wydarzeniu wszyscy wyszli z szpitala i Walsemore dopisał w zeszycie ,,i piekło pochłonęło ten szpital'', lecz nic się nie wydarzyło. Bo jak piekło może się samo pochłonąć? Po tym wydarzeniu Gri-Gri wytworzył piwo, wszyscy wypili, po czym zasnęli i tylko Runner stał na warcie
Następnego dnia wszyscy powstawali z wysokimi morałami. Nie minęła godzina jak przyleciał Ribben
-Hemp Gru! Prosto z ulicy!- przywitał się ze wszystkimi
-Ejj cieciu, cho no tu!- zaczepiła go Kara i zaczęła się mocno ściśnięte konferencja pomiędzy Ribbenem, Sharp, Tigerem i Karą
-Ribben, czegoś zapomniałeś- wyrzekł Gri-Gri
-Hmm... a no tak! AVE SATAN!
Walsemore znając dobrze życie użył zeszytu, żeby ci muzycy od siedmiu boleści zaczęli się posuwać. Ale nawet idąc gadali, i h** go jeden wie o czym
Po kilku godzinach ucieczki Ribben ogłosił
-Zakładamy nową grupę muzyczną. Od dziś zwijcie mnie DJ Ribben
-DJ cieć raczej- warknął Walsemore
-SSij!
-Tobie nie ma co!
-Mniejsza o to. Oto nasz pierwszy utwór
Ribben nie wiadomo skąd wyciągnął mikrofon i poprawił sobie fryzurę na bardziej demoniczną i przemalował na różowo. Zaś Tiger zamienił się w całkowitego menela z mikrofonem w ręku, a Kara i Sharp dostały profesjonalny sprzęt do edyzji dźwięku. Po chwili puściły jakąś zmulastą muzykę
-Ukhm- zaczął Ribben-
Mam jedną, pier****** schizofremię
Zaburzenia emocjonalne, proszę puśc to na antenie
Powiem ci że to fakt, powiesz mi że to obciach
Pier**** cię i tak rozjedziesz się na łokciach
-Paktofonika- rzekł znużony Walsemore
-Ja wymyśliłem ten tekst, ale Sharp znajomie on brzmiał
Po tych słowach wszystko zniknęło i wróciło do normy, a następnie wznowiono ucieczkę
Po pewnym czasie Walsemore wyciągnął karteczkę ze szpitala, bo chciał zobaczyć co ci funkcjonariusze służby zdrowia tu ciągle dopisywali. No cóż, ujrzał planszę 9-kratkową na kółko i krzyżyk (kółkto wygrało). Nikt nie chciał tego skomentować
Dzięki temu, że w drużynie naszych bohaterów pojawiły się dwie kobiety (dla opornych Kara i Sharp), pojawiły się tu również związki miłosne, gdyż nikt tu nie chciał być homo. Tiger zakochał się w Karze, a Sharp w Gri-Grim
-Mój pysiaczek spuści wszystkim manto, co ine, grubasku?- wziąż pieprzyła Sharp do Gri-Griego
Marsz dzisiejszego dnia odbył się wyjątkowo spokojnie. Naprawdę nic a nic się nie wydarzyło. O zmierzchu Gri-Gri musiał objąć wartę wbrew wszystkim protestom, gdyż tego powodu nie mógł piwotwórca wytworzyć magicznego trunku. Z tego powodu nikt nie mógł zasnąć
W końcu, kilka minut przed ółnocą, Tiger wstał i powiedział do Ribbena
-Obstaw gitarę
-Noo, masz. A po co ci ona?- zapytał śpiący Ribben, rzucając gitarą w Tigera
-Serenady będę śpiewać
-Niezłego masz kochanka- powiedziała chytrze Sharp
A h** obchodzi mnie ten gnój- zpaytała się Kara
-Przestań rymować- warknęłą Sharp
Tiegr cicho pobrzękiwał na gitarze. A potem zaczął grać, śpiewając.
-H**, gnój, cholera, Leppera, kupa, dupa
-Dziwna ta serenada- zdziwił się nawet Ribben
-E tam, to była rozgrzewka- Tiger subtelnie zabrzęczał-
Kto cię dzisiaj posunie?
Tak dokładnie jak ja
Kto wypieści cycunie
I wyrucha za dnia?
Może wolisz minetkę?
Ja potrafię to też
Ty masz ci*** jak rozetkę
A ja h**a mam jak zwierz
-Och, Tiger, aleś ty romantyczny- westchnęła obojętnie Kara, przewracając się na bok
W tym momencie Ribben nagle wstał i wziął potężny zamach w kierunku Walsemore'a. Lecz rzeczony koleś powiedział
-O nie! Dlaczego tylko ja dostaję?
-Masz rację. Trzeba też obdzielić Gri-Griego
Ribben z wielkim impetem trzepnął Walsxemore'a, następnie zaś podszedł do Gri-Griego, którego spotkał ten sam los. Po wykonaniu swej powinności Ribben uciekł na służbę u Caesara
Kara z Sharp zbytnio się nie lubiły. Syczały coś między sobą, ale jakoś cicho. Nagle Sharp syknęła, a Kara cicho przeklnęła
Walsemroe potrząsnął głową po tym uderzeniu Ribbena. Następnie zdecydował się pójść ostatecznie spać. Nucąc pod nosem wesołą pieśń pogrzebową, zamierzał sprawdzić swój kochany zeszycik. Otworzył wieczko i w mroku wsadził rękę w skrzynkę z zeszytem. Tyle że
Nie było zeszytu

No i dobra, tutaj jeszcze link do tej serenady Tigera
http://pl.youtube.com/watch?v=GC5DhxU00UY
Historia Dla Ziomali 1.6.1
-AaaaaAaaaaaaAngelaMerkel!- wrzeszczał wniebogłosy Walsemore
-Co się stało? Co się, co się, co się stało? Co się stało?- zapytał śpiący Tiger
-AaaaaaaaaaaDoda!- wrzeszczał dalej Walsemore
-Co się stało? Co się, co się, co się stało? Co się stało?- zapytał jeszcze raz Tiger
-AaaEeeeeela,ella- krzyczał dalej Walsemore
-Chyba się Tiger zaciął- stwierdził Runner, przekrzykując Walsemore'a i Tigera
-Spiep...- powiedział Walsemore
-...szaj...- dokończył Tiger
-...dziadu
-Co się stało?
-AaaaaAAaapromocjawbiedronce
Runner, nie zwracając uwagi na tę dwójkę, zaszedł Tigera od tyłu i go zakneblował. Ale ten, po krótkiej jak na niego serii przekleństw (kur**, h**u jeb**ny, pier****** w ci***o twojej starej, zje***- kur*******, Hemp Gru), znów zaczął swe nieludzkie wrzaski. Niewiadomo w jaki sposób, ale i tak krzyczał pomimo zakneblowania papierem Mola
-Co się stało? Co się, co się, co się stało?- zapytał Tiger
-Hmm...- zamyślił się Runner- to się układa w logiczną całość... daj śrubokręt
-co, co, co, co, co się stało? Co się stało?
-Maciuś, Tiger szynki! Co ci jest?
-Co się stało?
-Łazienka jest zamknięta
-To ją otwórz, ty jeb*** skur****onie małpiszonie
-Nareszcie wszystko wróciło do normy
-Oooooooogame!- wrzeszczał dalej Walsemore
-Przepraszam...
To przyszedł policjant. No taki z zapeczką z gwiazdą radziecką, niebieską koszulą i fioletowymi szortami. W jedenj ręce trzymał kajecik z długopisem, a w drrugiej półmetrową, drewnianą, policyjną, brązową, hu**** pałę
-No to należy się mandacik za mącenie ciszy nocnej. Pięc piw poproszę
-Policja, pedały, nigdzie się nie ruszą bez swej pały- zaśpiewał Tiger
-Że co, proszę?- zapytał policjant, nastawiając pałkę
-Yyy, wielka ta pana pała- zagadał Runner, próbując odwrócić uwagę stróża porządku (tzw. PiSu)- prawie jak ta Gri-Griego
-A ty skąd to wiesz?- zapytał chytrze Tiger
-Tamtej nocy... e... nie twoja sprawa- zmieszał się Runner
-Pięć piw, gościu- policjant wręczył Runnerowi mandat
-O nie...
Tiger nie mógł patrzeć na ten cały okropny incydent. Wziął potężny zamach swą żelazną głową i uderzył w mniej żelazny łeb strażnika, który od razu padł na ziemię
-Cha! Role się odwróciły! Zawsze mnie w łeb bili, a teraz jest na odwrót
-O niee!- przeraził się Runner- czy on... żyje?
-Hmm...- Tiger sprawdził, czy jest tętno- tak- i w tej chwili kopnął strażnika w głowę tak mocno, że on wyzionął ducha- ale już nie
-Nie! Mam już na sumieniu dwie niewybaczalne winy!- stwierdził rozpaczliwie- stworzenie potwora i śmierć policjanta z jego rąk! To się nazywa reakcja łańcuchowa! Ksiądz nie da mi rozgrzeszenia- i po tych słowach Runner zalał się łzami
-Nie martw się- Tiger w geście pocieszenia pogłaskał Runnera- zawsze mogło być gorzej. Mogłeś stworzyć Einsteina
-Masz rację!- stwierdził Runner, prostując się- nigdy nie będzie tak źler żeby nie mogłoby być gorzej! To się nazywa wieczny pozytywizm!
-AaaaaAaHareKrishna!- nadal darł się Walsemore
-Walkoniu!- krzyknął Tiger- widzisz, ile szkód narobiłeś! Noc jest! Jutro masz cały dzień!- Tiger nie wiedział, jak bardzo będzie żałował swych słów
-No niby racja
Noc ucichła. Gwiazdy migały, bo miały srakę. Zero samochodów na ulicach. Cisza. Słychać było tylko ciche pomrukiwanie Gri-Griego ,,jee, mocna jesteś''. Drzewa jakby ucichły. Nie ma świateł. Żadnych śladów życia. Cisza
-SILENCE! I'LL KILL YOU!- wrzasnął Walsemore
-SILENCE! I'LL KILL YOU!- krzyknął ktoś zupełnie inny, w tym samym czasie, lecz w zupełnie innym miejscu. Jego imię też zaczynało się na ,,W'', ale miało pięć liter. A w ogóle typ nazywał się Wandi. I co z tego?
Walsemore runął jak porażony gromem i swym cielskiem przygniótł Gri-Griego
Następnego dnia Walsemore wstał wraz z pianiem Tigera, który po chwili i tak znowu zaczął śnić o wygraniu OPC, niszcząc Worma 5;5. Walsemore ziewając przeciągliwie, podszedł do Tigera. Pokręcił jego uchem i umył ręce w krystalicznie czystej wodzie. Mrucząc pod nosem ,,Silence! I'll kill you'', wykonał poranną toaletę. Otworzył oczy i ujrzał swoją paczkę, po czym powiedział:
-Łoo, rzall i cyc Megatrona. Gdzie ja jestem?
Nagle dało słyszeć się głośne piardnięcie. Nie wnikając w szczegóły, to akurat Gri-Gri ziewnął i wstał
-Elo Walse. Masz trzy złote na Play... Gazetę Wyborczą?
-GriG, ty zdrajco!- krzyknął Walsemore
-Coś dziwnego... zachowujesz się jak...
Gdzieśtam w Polsce, tak bardziej na południu, a tak dokładnie na Pomorzu, stał mały domek, który miał się zawalić, ale to szczegół, na ciut większym pagórku. Nikt nie był w stanie tam się dostać
-Niee, Wandi, tylko nie haczykiem!- wrzeszczał Worm, uciekając przed wyżej lub obok wspomnianym kościotrupem
-Gdzie jest Gri-Gri?- krzyczał z dziką furią na twarzy oraz haczykiem od wędki w ręku Wandi
-Nie wiem!- krzyknął zrozpaczony Loozny- pewnie w Sex Shopie! Ale to Podłego zabij, nie nas! To on organizował OPC! Do niego pretensje, że przegrałeś w/o z Krencikiem!
-Nie o to chodzi!
-Mhm? Hmphdfh?- zpaytał zdziwiony XPT
-XPT?!- Wandi z dziką furią rzucił się na XPT, lecz ten syzbko wyczuł niebezpieczeństwo, podstawił mu kulę i skoczył na niego
-Związać go!- zarządził Liu-Kas, brzęcząc granatami
-Nigdy!- Wandi wypełzł spod ciała XPT i rzucił go przez okno z pięknym widokiem na omrze. XPT leciał bardzo długo, aż w końcu wpadł do Bałtyku. Miejmy nadzieję, że się utopił
-Gdzie jest Gri-Gri?- znów zapytał wściekły Wandi
-Nie wiemy, Wandi! Chce ktoś kupić coś?
-Nie jestem żadnym Wandim! Jestem...
-Wandi, nie chrzań!- powiedział Worm
-Wraur!- Wandi zatoczył koło, machając haczykiem i zadrapał Looznego
-Ała! Kuku mi zrobiłeś!
-Wandi, zachowuj...
-SILENCE! I'LL KILL YOU!
Nagle Wandi zmienił się w biały obłoczek, a następnie całkowicie zniknął
-Jakiś dziwny dziś jest- stwierdził Loozny
-No racja. Ale dzie on jest? Chce ktoś kupić samochód opancerzony?
-W miejscu, o którym pomyślał, czyli w... e... nie wiem
Chwila ciszy
-SI...
-Wandi?- zapytał przerażony Worm
-E, to akurat byłem ja- powiedział Loozny
-Loozny, weź wrzuć coś na ruszt. Głodny jestem. chce ktoś kupić broń nuklearną?
-Dobra. Już idę
Loozny wstał od okrągłego stołu i powolnym krokiem szpanera poszedł do kuchni. Potknął się o butelkę piwa, ale to szczegół. Tak samo jak fakt że tu nie ma kuchni
-Tam pam ram sram tam... granaty w sosie własnym ala Liu-Kas... bita śmietana, toffiffi czy jakoś tak, cukier, chili, siarka... Liu!- zakrzyknął Loozny- czy ty znowy wpieprzyłeś całą siarkę w tym domu?
-Nie... bee...- beknął Liu, a Worm poczuł odór zapałek
-Liu-Kas z zapałkami, no to można z tego lekturę zrobić- stwierdził Loozny- ale ja zawsze jestem na coś takiego przygotowany- i tu otworzył małą szafeczkę nad kuchenką, w której Liu zawsze trzymał głowice nuklearne- aa!
-GDZIE JEST GRI-GRI?- rozległ się znany okrzyk Wandiego
-Wandi, co...
-Ja nie jestem żaden Wandi. Ja jestem...
-...Wandi- powiedział Walsemore
Gri-Gri patrzył się w Walsemore'a. Wyglądał jak Walsemore, smakował jak Walsemore, ale to pyszne płatki śniadaniowe. W każdym bądź razie mówił i zachowywał się jak Wandi
-Ja Wandi, ja Wandi, ja Wandi!- zaczął krzyczeć Walsemore
-Ja Yeti. I h** z tym- odpowiedział Gri-Gri
-Ty zdrajco! Poprzez wieki temu krwią Looznego napisane i na jmię Boga poprzysiężone miałeś być wiernym adminem forum BF. My kosmici, rasa wyższa, przyjęliśmy cię do naszego nieśmietelnego kręgu jako małego bobasa, który oglądał swojego pierwszego w życiu Playboya. Wedle przedwiecznych rozkazów pakt podpisany z tobą przez nas krwią Looznego miał cię zobowiązać do bycia lojalnym administratorem, a nas do trzymania ciebie w tej funkcji przez wiek wieków. Wszystko układało się dobrze. Swą funkcję pełniłeś wręcz wyśmienicie. Ale po pewnym czasie
Przez od LFa odejście
Na WarCrafta przejście
Słowa nie dotrzymałeś
I nas zrujnowałeś
Za złamanie Przysięgi Przedwiecznej, zwanej też Passive Playem, groziła nagorsza w całym piekle kara: słuchanie piosenek Sharp 24/7 z przerwą na piwo. Ale ta rzeź potępieńcza cię ominęła. Pytaliśmy się przez miesięcy wiele, dlaczego? Dlaczego jeszcze chodziłeś o tym świecie, a nie smażyłeś się w piekle? Luka w przysiędze była mała. Pozostawałeś wiernym adminem na forum BF, więc przysięga nie była złamana. W naszym gniewie chcieliśmy ci zdjąć admina, lecz Loozny przypomniał nam o tej okrutnej karze, która mogłaby nas dosięgnąć
-Wiem o tym. Sto razy mi to powtarzałeś
-Cycki
-Kłamiesz
-Ta, do papy. Rakieta
-Iuup
-Cycki
-KŁAMIESZ KUR**, DZIECKO, KŁAMIESZ!
-Cisza!
To akurat powiedział Tom_Ash. W swej zażyłej sprzeczce Gri-Gri i Walsemore-Wandi nie zauważyli nawet, że wszystkich obudzili
-Zupełnie jak moi starzy- stwierdził Runner
-A co, oni też są homo?
-Nie o to chodzi. Tak samo się kłócą
-Szyneczka- zakrzyknął Tiger i rzucił się na zad Wandiego, gdyż był fanem chudego mięsa z kośćmi, a tak dokładnie fanem kości bez mięsa
-A GriG narzekał na szczura, którego mu usmażyłem- westchnął Tom_Ash- no ale jak wieśmok nie chciał, to sam zjadłem. Później zarzygałem całą Wartę i doszło do skażenia promieniotwórczego, ale to szczegół
-Hmm- zamyślił się Gri-Gri- sądząc po zachowaniu Tigera to chyba jednak jest to możliwe, że Walsemore to Wandi
-SILENCE! I'LL KILL YOU!- wrzasnął Walsemore
Nagle przed wszystkimi pojawiła się biała chmurka, która po chwili zamieniła się w Looznego z Wandim na głowie
-Gdzie jest...
-Tam!
Loozny wskazał palcem na Gri-Griego, Wandi zeskoczył mu ze łba, a Tiger rzucił się na szyneczkę Wandiego
-No to kto jest kto?- zapytał Runner
-Ja Wandi!- powiedział Walsemore
-Ja, ja, hi Hitler!- powiedział Wandi- ja Walsemore
-Ja w to nie wierzę- stwierdził Tom, gdy Tiger wgryzł się w zad Wandiego
-No to ja ci wytłumaczę- powiedział Walsemore, który był Wandim- ja jestem Wandi, a on Walsemore. Gdyby było na odwrót, to by tak nie było i me wyrażenie byłoby kłamstwem. Z tego powodu, że ja nigdy nie kłamię, to wyrażenie byłoby niewypowiedziane przeze mnie. Ale jakby założyć, że teraz właśnie skłamałem, to znaczy, że on jest mną, a ja nim. Jednak gdyby tak było, to by się nie zgadzało. Proste, nie?
-Toż to jest banalnie proste- rzekł Tiger
-Ja Walsemore- powiedział Wandi
-Ja wandi- powiedział Walsemore
-Sprawa się komplikuje- stwierdził Tiger
-To jak się upewnimy, czy mówią prawdę?- zapytał Runner
-Ja wiem- powiedział Tiger i klasnął w dłonie- zrobimy im łupu-cupu- po tych słowach zzezował na Wandiego i Walsemore'a i zaczął powtarzać ,,łupu-cupu''
-A co to jest to łupu-cupu?- zapytał Wandi, który był Walsemorem
-Tłumaczyłem ci to trzy dni temu z rana- oburzył się Tom_Ash
-Trzy dni temu z rana to ja kaca miałem- wkurzył się Wandi- jak co dzień
-Na czym polega to łupu-cupu?- zapytał Walsemore, ale odpowiedź nadejszła w innej postaci niżby chciał. Nagle wszyscy zaczęli śpiewać:
Na potęgę GriGa ptaka
Niechaj dosięgnie cię sraka
Konon będzie rządził twą duszą
Więc spotkasz się z katuszą
Jaką jest duszy zniszczenie
I z Lepperem w Sejmie posiedzenie
Walsemore i Wandi spostrzegli się, że są otoczeni przez kumpli tego pierwszego. Gdy ta pieśń zagłady ucichła, otaczający zaczęli coś mruczeć i wyciągać sztylety z prastarą inskrypcją, którą przeczytał Walsemore ,,cyce jak donice''. Przeszkadzało mu bardzo i Wandiemu fakt, że mają go pociąć, a później sprzedać na szynkę w biedronce, lecz najbardziej irytujące było to mruczenie. Aż w końcu Walsemore i Wandi wrzasnęli:
-SILENCE! I'LL KILL YOU!
Nagle coś nimi wstrząsnęło i pojawił się zapach niczym z tyłeczka
-Ja Walsemore- powiedział Walsemore
-Jam jest Wandi- stwierdził Wandi
-A przedtem mówiliście co innego- stwierdził Runner
-Ależ to jest proste jak konstrukcja czołgu T-515- oburzył się Tiger- zakładając, że Wandi to Walsemore, a Walsemore jest Wandim, założenie jest fałszywe. Oni dwaj kłamali, a teraz to prostują. Bo gdyby tego nie zrobili, my byśmy żyli w ciągłym zakłamaniu, a oni mieliby grzech
Wszyscy pokiwali głowami nad tą wielką myślą żelaznego umysłu Tigera
-Dobra- powiedział Wandi- Worm, Liu, cho no tu
Nagle pojawiły się dwie białe chmurki, które zamieniły się się w demonicznych braci
-Już wszystko w porządku- stwierdził Wandi, gdy Worm azczął uciekać- to wszystko przez sajlensa
-Wandi, stary brachu- Loozny wpadł w ramiona Wandiego
-Ja nie lubię pedałów. Idę się powiesić- powiedział Tiger, odczepił się od zada Wandiego, wziął sznur ze spodni Looznego, przez co mu opadły, ukazując piękne galoty w kotki, a następnie poszedł na ulicę
-Gdzie on poszedł?- zapytał Tom_Ash
-Pięć cycków- stwierdził Loozny
-Razcej sześć. Cycki zazwyczaj występują w liczbie parzystej- oburzył się Wandi
-Pięć jest liczbą parzystą. I ty chcesz nam udowodnić, że miałeś piątkę z matmy?- zapytał Liu-Kas
-Ale...
-POZA tym, prawdziwe świadecta są podpisywane przez Wielkiego Edukatora, niepokonanego Romana Giertycha. tak jak nasze- po tych słowach Loozny wyciągnął karteczkę z kilkoma podpisami i napisem ,,nakaz eksmitacji ze szkoły''
-No cóż, nie uważałem na lekcjach. Dzięki za wszystko i nara wam
Po tych słowach Wandi i jego kumple zaczęli zmieniać się w chmurki. W ostatnich chwilach Worm powiedział
-Stary, dobry Wandi
-A to głupie było, że do kuchni się teleportował. Chce ktoś kupić rewolwerek?
-SILENCE! I'LL KILL YOU!
Po tym krzyku Wandi wraz z kumplami zniknęli i dało słyszeć się donośny piard, ale jakoby to nie był Gri-Gri
-Morał z tego jest niebanalny- swtierdził Gri-Gri- Walsemore myślami cały czas jest w kuchni
-A co tak piardło?- zapytał Walsemore
Odpowiedź nadeszła wyjątkowo szybko, wraz ze spojrzeniem na ulicę. Oto lampy na skrzyżowaniu załamały się, gdy Tiger próbował się na nich powiesić. Lecz niestety spadł razem ze złomem i wpadł pod kilka samochodów. Ale tak naprawdę to one na niego wpadały, a przy sposobnej chwili Tiger wyrzucał delikwentów
-Ja Hulk! Hulk niszczyć!- krzyknął Tiger, gdy wyrzucił w powietrze brykę prezydenta
-A to maniak Kononowicza. Tiger, cho no tu- zawołał Runner
Tiger obejrzał się na swoich kumpli i z dzikim wyrazem twarzy zaczął biec w ich stronę, dudniąc jak słoń
-Ep- zdziwił się Walsemore- chyba nie było najlepszym pomysłem, aby go wołać w tej chwili
Nagle Tiger zaatakował i wszyscy wylecieli 20 metrów w powietrze. Następnie Tiger pobiegł w stronę Runnera, ale ten mężnie uderzył go w łeb
-Paluszki!- krzyknął Tiger i zjadł pobliską topolę
-Uff, żyjemy- doszedł do takiego wniosku Walsemoer- uciekamy
-No racja
No i w składzie Walsemore, Gri-Gri, Tiger, Runner, Tom_Ash, Kara i Sharp wszczęli ucieczkę
-A zauważyliście, że nie ma Kary i Sharp?- zagadnął Runner
-Uciekły
-E tam. AaaaaaAaaaaaAaaa!- zaczął krzyczeć Walsemore
-Jeju! Hiroszima! Ufoludy atakują!
-Ech, pamiętam jak Tiger mu powiedział wczoraj, żeby jutro się wykrzyczał. A wczoraj jutro jest dzisiaj
Walsemore darł się przez cały czas ucieczki. I tak przez dzionka resztę nic się nie wydarzyło. Nic a nic. Nie wierzycie? Może macie rację
-Mortor, w łapy twe składam tenże zeszyt- służka Mortora o znajomym ryju położyła przed Mortorem zeszyt Walsemore'a
-Dobrze wykonałaś swe adanie
Moje ty... ee... kochanie?
-Jeju, rzall mi cię. Służę ci, bo dajesz mi moc
-Odpowiem na twe zrzędzenie
Rymu wymyślenie
Jest rzeczą trudną
Łatwość jest rzeczą złudną
Nie z własnej woli rymuję
Ja sam się bulwersuję
Ale Arvisha czaey
Mówię ci stary
Są nazbyt potężne
Niszczą pułki orężne
A mi się przytrafiło
Że... jak to było?
On mnie przeklnął
Bom mu prosiaka zarżnął
-Ale tu akurat było rymów na pęczki. Baranie, pacanie, granie, zasranie...
-Niby tak
Ale to ni w kwak
Nie pasuje
A ja się tym morduję
-Dobra leszczu. Idź spać
-Dobrze, dobrze
Bo poskarżę się Ziobrze